– Weź miarę platyny, a potem też odrobinę palladu i wrzuć je do tygla, mieszaj długo z solami amonu. Bacz, aby zamieniły się w ciecz jak kryształ przejrzystą, a gdy już to się stanie, pędzlem z sobolowego włosia posmaruj tak uzyskaną miksturą papier czysty, z samej tylko bawełny sporządzony, w pracowni mistrzów w Arches dalekim. Na sam koniec światła promienie przepuść przez błonę, a obraz magiczny wymaluje się na bawełnianym podłożu na wieki wieków… – tak być może kilkaset lat temu wyglądałby tajemny przepis na platynotypię – metodę fotografii, używaną na przełomie XIX i XX stulecia.
W ostatnim czasie zafascynował się tą techniką dobrze znany płockiej publiczności legendarny fotograf kobiecego aktu – Wacław Wańtuch. Swe artystyczne dokonania prezentował już Płocku w 2012 roku w Spichlerzu Muzeum Mazowieckiego, a kilka lat później gościł również w ramach spotkania autorskiego w Płockim Towarzystwie Fotograficznym. Tym razem od środy jego nowe prace wykonane metodą platynotypii można oglądać w siedzibie Muzeum Mazowieckiego przy Tumskiej 8.
Artysta urodził się w 1965 roku w Tuchowie. Jest absolwentem Wydziału Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Swe fotografie prezentował na ponad siedemdziesięciu indywidualnych wystawach we Francji, Włoszech, Niemczech, Holandii, Hiszpanii, Kanadzie i USA. Fotograf jest autorem albumów – „Kraków”, „Akty”, „Akt”, ‘Akt 2’, a także książki „Kamień wawelski?”.
Wacław Wańtuch jest mistrzem kobiecego aktu i jak okrzyknęli go znawcy tematu – demiurgiem „skończonego piękna”. Za każdym razem zaskakuje nas wielością ujęć – nietypowych, na wskroś autorskich, łamiących wszelkie ustalone kanony fotografowania portretowego, które stanowią jego znak rozpoznawczy. Z modelkami pracuje w swym prywatnym studio w Jaroszówce pod Krakowem.
Kilka lat temu artystę pochłonęła właśnie platynotypia, metoda powszechnie wykorzystywana aż do I wojny światowej, charakteryzująca się plastycznością i doskonałą gamą przejść tonalnych, ciepłą kolorystyką, a przede wszystkim również nieograniczoną trwałością wykonanych w tej technice odbitek. Paradoksalnie obecnie zastosowanie tej metody w jej oryginalnej postaci jest niezwykle skomplikowane ze względu na fakt, że używane w niej związki chemiczne są silnymi truciznami, niedostępnymi i zakazanymi na rynku. Na szczęście można również zastosować ich substytuty, które z powodzeniem zastępują działanie historycznie stosowanych odczynników.
W dużym skrócie platynotypia polega na naniesieniu roztworu platyny i palladu, który pełni rolę czynnika światłoczułego, na papier wykonany z bawełny, pozbawiony jakichkolwiek zanieczyszczeń. Jest on produkowany w Arches we Francji – w pracowni, która działa od ponad pięciuset lat! Nasączony papier jest poddawany długotrwałemu naświetlaniu, a potem wypłukuje się z niego „niezwiązany” roztwór.
Co tu jest jeszcze wyjątkowe? Drogą wielomiesięcznych eksperymentów artyście udało się stworzyć odbitki w bodajże największym formacie na świecie, ale przede wszystkim opracować zupełnie autorską technologię eliminującą z platynotypii związki chemiczne degradujące środowisko, tak zatem wystawa jest ze wszech miar unikalna, powstaje jednakże wątpliwość, w jakim celu Wacław Wańtuch zamienił swą pracownię fotograficzną na alchemiczną?
Dość często współcześni fotografowie rezygnują ze zdobyczy techniki cyfrowej na rzecz tradycyjnych metod analogowych, powracają niejako do źródeł, szukają pogłębionej refleksji, albo też ożywczych impulsów, które pobudziłyby ich kreatywność.
Wydaje się, że w przypadku Wacława Wańtucha wciąż mamy do czynienia z zupełnie świadomą ewolucją, a zastosowanie platynotypii stało się naturalną konsekwencją w dążeniu do osiągnięcia perfekcyjnej jakości wyrazu, nie stanowiąc celu samego w sobie z powodu swej unikatowości.
W tym miejscu warto przypomnieć, co kilka lat temu mówił o swych pracach sam fotograf:
– Osoby, które znają moje prace wiedzą, że nie interesuje mnie fizyczność modelek, pojmowana jako erotyczny powab konkretnej kobiety z jej zmysłowością i seksualnością. Powszechne jest chyba przekonanie, że rozebrana kobieta powinna emanować namiętnością, mieć zamglone spojrzenie, sugerujące ekstatyczne uniesienie.(…) Nie wszystkich musi interesować dorabianie do zdjęcia znaczeń innych, niż czysto formalne rejestrowanie światła i cienia. Dlatego bardziej interesuje mnie forma i światłocień, więc kiedy „przy browarku” słyszę od znajomych „eee… Na tych Twoich zdjęciach to guzik widać”, odbieram to jako spory komplement.
Czy coś zatem przez te kilka lat się zmieniło? Wydaje się, że kolekcja „Platinum” to swego rodzaju odejście od poszukiwań czystej, doskonałej formy, pozbawionej erotycznych i osobowościowych konotacji. Tym razem „skończone piękno” sygnowane wyobraźnią Wacława Wańtucha stało się bardziej sensytywne, odnoszące się do cech charakterologicznych modelek, podatne na indywidualność. Nie znajdziemy tu również agresywnych kontrastów obszarów światła i cienia, które do niedawna charakteryzowały prace fotografa; te ustąpiły miejsca łagodnej grze różnych odcieni szarości, które malują postaci modelek. Te z kolei nie zawsze są posiadaczkami urody typu glamour, jak z okładek magazynów, bo w istocie wciąż jest to poszukiwanie doskonałej formy wyrazu, tym razem w wersji soft.
Czy jednakże Wacławowi Wańtuchowi udało się sfotografować kobiecą duszę i czy jego warsztat zyskał na swej głębi, czy też stracił, każdy musi przekonać się sam na własne oczy, najlepiej odwiedzając wystawę, która potrwa do 9 maja 219 roku.