REKLAMA

REKLAMA

Pacjenci szpitala tymczasowego w Płocku opowiadają, jak przechodzili koronawirusa

REKLAMA

COVID-19 to zdradliwa choroba. Wiele osób przechodzi ją bez większych objawów, a pomimo tego cierpi na późniejsze powikłania. Życie innych trzeba ratować w szpitalach. Byli pacjenci szpitala tymczasowego w Płocku opowiedzieli, jak wyglądała ich walka z chorobą i pobyt w placówce.

W listopadzie 2020 roku raportowaliśmy o kończących się pracach nad budową szpitala tymczasowego w Płocku. Już na początku grudnia, 20 dni od momentu rozpoczęcia budowy, obiekt był gotowy. Stało się to przy zaangażowaniu wielu osób, wznoszeniem modułowego szpitala przy niedawno otwartym Centrum badawczo-rozwojowym PKN ORLEN zajmowali się nawet płoccy żołnierze z 6 Mazowieckiej Brygady Wojsk Obrony Terytorialnej.

Przeczytajrównież

Od tamtego czasu placówka zdążyła przyjąć setki pacjentów i uratować wiele żyć. Dodatkowe łóżka szczególnie przydały się w trakcie trzeciej fali pandemii koronawirusa. Gdy ryzyko przeciążenia służby zdrowia zostanie całkowicie zażegnane, obiekt będzie można ponownie złożyć i wykorzystać w innych działaniach specjalnych.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Mimo ogromnego wysiłku i nakładu środków ze strony lekarzy, pielęgniarek, ratowników, służb mundurowych i pozostałych pracowników, a także Szpitala Wojewódzkiego w Płocku i PKN ORLEN, podczas najtrudniejszych chwil pandemii pojawiały się głosy podważające sens istnienia obiektu. W związku z tym postanowiliśmy porozmawiać z pacjentami szpitala i przedstawić ich spojrzenie na placówkę oraz COVID-19.

Stefan: „Miałem duszności, odbierające mowę”

Jednym z pacjentów szpitala tymczasowego w Płocku był pan Stefan.

– Miałem takie bóle i duszności w klatce piersiowej, że się przewracałem, nie miałem siły. Nie mogłem mówić, miałem wysoką temperaturę. Nie dało się żyć – opowiada pan Stefan o COVID-19, która to choroba spowodowała, że znalazł się w szpitalu tymczasowym.

Mężczyzna przebywał w szpitalu blisko dwa tygodnie, od 6 do 18 marca.

– Chciałbym bardzo podziękować całemu personelowi medycznemu, lekarzom, pielęgniarkom, całej obsłudze, która bardzo troszczyła się o chorych. Na początku, jak znalazłem się w szpitalu, zajęta była około połowa sali, ale gdy wychodziłem, to praktycznie cała sala była zajęta – zaznacza pan Stefan.

Obecnie czuje się już dobrze, na szczęście nie doskwierają mu poważniejsze dolegliwości po przejściu koronawirusa.

– Nie życzę nikomu, aby znalazł się w tej ciężkiej chorobie. Jej można uniknąć, ale trzeba pamiętać o noszeniu maseczki, dezynfekowaniu rąk i utrzymywaniu odpowiedniego dystansu – podkreśla nasz rozmówca.

Jan: „Zmogło mnie osłabienie, brak apetytu i krwotoki z nosa”

U pana Jana choroba rozpoczęła się nietypowo.

– Najpierw dostałem jednego krwotoku z nosa, trzy godziny później drugiego. Przed tym czułem się osłabiony, byłem bez sił. Karetka zabrała mnie do szpitala, zrobili testy i wówczas okazało się, że mam Covida. Poza brakiem smaku i węchu, miałem trochę podwyższoną temperaturę – opowiada kolejny były pacjent szpitala tymczasowego.

W rozmowie z nami podkreśla profesjonalną i miłą obsługę w szpitalu tymczasowym. Pan Jan w szpitalu znajdował się od 3 do 10 kwietnia i wspomina, że w tym czasie na jego sali była zajęta ponad połowa łóżek, a na oddziale kobiecym było jeszcze mniej miejsca.

– Gdy wyszedłem ze szpitala, nie byłem jeszcze w pełni sił, ale teraz już czuję się dobrze. Na szczęście nie mam żadnych objawów ubocznych. Teraz czekam na szczepionkę, no ale po przechorowaniu musi minąć odpowiedni okres, zanim będzie można się zaszczepić. Jestem już zapisany i czekam na szczepienie – podsumowuje pan Jan.

Marcin: „Rodzina przekonała mnie do leczenia, to mnie uratowało”

Pan Marcin przez dłuższy czas sądził, że objawy, których doświadcza są jedynie przeziębieniem.




– Przechodziłem koronawirusa dosyć niestandardowo, ponieważ nie miałem typowych objawów, nie straciłem poczucia zarówno węchu, jak i smaku. Dłuższy czas myślałem, że rozbiera mnie przeziębienie. W pewnym momencie zaatakowała mnie temperatura, przez dwa dni miałem ponad 38 stopni gorączki. No i nagle był jeden dzień poprawy, już myślałem, że jest po przeziębieniu. Z tego, co rozmawiałem z innymi, to w niektórych przypadkach wystąpił taki jeden dzień poprawy. Ale po tym zaczyna się równia pochyła. Do szpitala trafiłem z powodu mądrości mojej rodziny, a szczególnie mojej drugiej połowy. Obserwowała mnie i mocno naciskała, żebym udał się do szpitala. Zaczęła mi mierzyć saturację, okazało się, że jest niedostateczna i, pomimo że zapewniałem żonę, że będzie dobrze, to ona wiedziała, że nie będzie. Tak naciskała, aż zgodziłem się na wezwanie pogotowia. Przyjechało pogotowie, zrobiono mi test, okazało się, że się kwalifikuję i w ten sposób trafiłem do szpitala tymczasowego – opowiada pan Marcin.

Mężczyzna miał nieszczęście być rozdzielonym z rodziną na Święta Wielkanocne. W szpitalu znalazł się pod koniec marca i wyszedł w kwietniu, po świętach.

Na początku, gdy mężczyzna znalazł się w szpitalu, placówka była zapełniona pacjentami, jednak lekarze robili co w ich mocy, aby jak najwięcej osób mogło powrócić na święta do domów. Niestety, stan pacjentów w dużej mierze nie pozwalał na to – święta wielkanocne w szpitalu spędziła około połowa pacjentów, która nadal wymagała opieki medycznej.

– Jako prawnik, uczestniczyłem w projekcie szpitala tymczasowego, moja firma pracuje dla spółki Modular, która budowała ten szpital tymczasowy. Nie przypuszczałem, kiedy przygotowywaliśmy ten projekt, że ten budynek posłuży również dla ratowania mojego zdrowia – wyjaśnia pan Marcin.

Jak przyznaje, pierwsze dni w szpitalu tymczasowym były dla niego wyjątkowo trudne.

– Nie wiedziałem do końca, co się dzieje, słyszałem o tym, że ktoś umarł niedawno. Bardzo pomogło, że spotkałem się z bardzo dużą życzliwością ze strony innych pacjentów, przyznam, że to było dla mnie bardzo ważne. Ci, którzy lepiej się czuli, wspierali pozostałych, szczególnie pan Marek Dolny, pracownik PKN ORLEN, wspierał wszystkich. Strasznie jestem mu wdzięczny i bardzo dziękuję za pomoc. Pośród personelu miałem okazję spotkać różnych ludzi w różnym wieku i powiem szczerze, że gdybym był na ich miejscu, nie wiem, czy miałbym tyle empatii, serca i życzliwości, której tam udało mi się doświadczyć z ich strony. Oczywiście nie było różowo, no ale widać, że oni tam walczą o każde życie i każdemu chcą pomóc. Dwukrotnie byłem przy reanimacjach, widziałem, jak to się działo. Raz to było, niestety, nieskuteczne i widziałem, jak to przeżywali. Jest wyraźnie poczucie porażki, a to jeszcze wszystko się dzieje w warunkach skrajnie dyskomfortowych, gdy ci ludzie mają na sobie kombinezony, widać, że im pot z czoła leci – opowiada były już pacjent szpitala tymczasowego.

Pan Marcin zwraca uwagę, że w szpitalu tymczasowym pracowało wiele młodych osób personelu medycznego, którzy nawiązali dobrą współpracę ze starszymi medykami. Połączenie determinacji i energii z doświadczeniem, zdaniem mężczyzny, wpłynęło pozytywnie na efektywne działanie szpitala. Dodatkowo, na pomoc można było liczyć nie tylko ze strony lekarzy i pielęgniarek – cały personel pomocniczy przykładał się do tego, aby jak najlepiej zadbać o pacjentów.

– Teraz czuję się zdecydowanie lepiej, niż gdy wyszedłem ze szpitala. Upłynął już miesiąc i bardzo mocno walczę o powrót do zdrowia. Zachęcam wszystkich, którzy przejdą koronawirusa, aby skontaktować się z odpowiednimi specjalistami, bo powikłania w niektórych przypadkach są naprawdę dotkliwe. Ja nadal jestem słaby, odczuwam dyskomfort i prowadzę się trochę jak emeryt, czyli spacery, dobra dieta, dużo czasu na powietrzu, głębokich wdechów, pompowanie baloników, inhalacje, interwały. Wszystko po to, żeby zmuszać siebie do wysiłku – wyjaśnia  nasz rozmówca.

Mężczyzna podkreśla, że szpital sam zaproponował mu 3-tygodniową rehabilitację pocovidową, jednak ze względów rodzinnych, pan Marcin z niej nie skorzystał.

Z perspektywy czasu przyznaje, że to determinacja rodziny w sytuacji, w której on już nie był zdolny do podejmowania logicznych decyzji, pozwoliła mu na przejście choroby bez poważnego zagrożenia życia i na to, że po wyjściu z placówki może już sam dbać o powrót do sprawności. Zaznacza, że gdyby wtedy nie miał kogoś, kto zadbał o skorzystanie przez niego z pomocy lekarskiej, mogłoby skończyć się dużo gorzej.

– Ważne, żeby się nie bać tego szpitala, bo z tego się naprawdę wychodzi. Nie tylko ja wyszedłem z tej choroby, wyszło wiele innych osób. Dostali antybiotyki, wzmacniające kroplówki, sterydy, wyszli do domu, walczą o powrót do zdrowia i z każdym dniem jest lepiej, z resztą u mnie tak samo – podsumowuje pan Marcin.

„Szpital jest pusty” i „Kłamiecie”. Co na to pacjentka szpitala tymczasowego? [ZDJĘCIA]

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU