Na pewno mieliście Państwo w życiu takie chwile, kiedy czas staje się na tyle drugorzędną wartością, że człowiek odpływa pośród własnych myśli, gdzieś daleko od tu i teraz. Tak właśnie przydarzyło mi się w piątkowy wieczór podczas wernisażu „Antoni Fałat i kobiety”, który odbył się w Płockiej Galerii Sztuki.
[dropcap]K[/dropcap]im jest artysta? Prof. Antoni Fałat jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, którą ukończył w 1969 roku z wyróżnieniem. Był jednym z inicjatorów nurtu polskiej nowej figuracji, która zakładała „odświeżenie” języka sztuki, czyli poszukiwania nowych środków artystycznego wyrazu. W szerszym kontekście nurt ten był w pewnym sensie odpowiednikiem amerykańskiego i brytyjskiego pop-artu. W 1969 roku powstała grupa artystyczna „AUT”, której jednym ze współzałożycieli był Antoni Fałat, uczestniczył on także w działaniach ruchu „O poprawę”. Artysta w 1992 roku założył Europejską Akademię Sztuk w Warszawie i do dnia dzisiejszego jest jej rektorem. W latach 1992-96 był członkiem Rady Kultury przy Prezydencie Rzeczpospolitej Polskiej. Antoni Fałat ma w swym dorobku ponad 30 wystaw indywidualnych i 90 wystaw zbiorowych w prestiżowych galeriach w Polsce i na świecie.
Zapytacie Państwo o co chodzi w tej „nowej figuracji”? Przeciwstawiła się ona w latach sześćdziesiątych abstrakcjonizmowi, powróciła do malarstwa figuratywnego, czyli czerpiącego motywy z otaczającego świata. Oczywiście, trudno tu mówić, że malarze z tego kręgu tworzyli obrazy klasyczne, nawiązujące do wielkich mistrzów. Wypracowali oni własny artystyczny styl, poszukujący inspiracji w różnych współczesnych źródłach, takich jak film, fotografia, plakat, komiks, reklama. Na rozwój neofiguracji nałożył się wszechobecny w tym czasie egzystencjalizm jako kierunek w filozofii, tym samym człowiek naturalnie stał obiektem zainteresowania artystów z tego kręgu. Stąd też prawdopodobnie w zakresie środków wyrazu malarze posługiwali się dość mroczną i ograniczoną paletą barw, rozświetlaną zdecydowanymi, jaskrawymi kontrastami, ekspresyjną deformacją postaci, nastrojem pesymizmu , niepokoju, lęku, a czasami wręcz katastrofizmu.
[pullquote]…jest nimi zafascynowany, jak badacz istotami z innej planety i … jak każdy heteroseksualny mężczyzna[/pullquote]
Porzućmy jednakże teraz opinie i sądy historyków i krytyków, powróćmy do tego, co możemy obejrzeć w Płockiej Galerii Sztuki. Na wystawie zaprezentowano około 50 obrazów Antoniego Fałata z ostatnich kilku lat.
[dropcap]J[/dropcap]uż na pierwszy rzut oka mroczny klimat wielkoformatowych prac buduje nastrój. Zazwyczaj ciemna tonacja jest rozświetlana przez jasne, można powiedzieć „neonowe” partie płótna, przydające im dramaturgicznego napięcia. Wrażenie dodatkowo potęgują „neurasteniczne” pociągnięcia pędzla i wijące się linie. Postacie są traktowane dość syntetycznie, czasami wręcz plakatowo, jakby pod „ostrzałem” silnego fluorescencyjnego snopa światła, jednakże skojarzenia zawiodły mnie aż do aktów kobiecych Degasa i Bonnarda, Tahitanek Gaugina, rysunków Van Gogha, nastroju miejsc paryskich uciech z pasteli Thoulouse Lautreca, ale także umęczonych, zdeformowanych postaci Egona Schiele, i jeszcze dalej do zmultiplikowanego wizerunku Marylin Monroe Andy Warchola, Adriany Janeza Bernika…
Ale to wszystko to tylko moje skojarzenia… Niewątpliwie Antoni Fałat wypracował własny, niepowtarzalny język artystyczny i doskonale potrafi się nim posługiwać. Spotęgowana ekspresja środków wyrazu jest bardzo ważnym wyróżnikiem dzieł malarza.
Przejdźmy w tym miejscu do warstwy narracyjnej obrazów, czyli do… wszystkich kobiet Antoniego Fałata. Na wystawie znajdziemy akty, półakty, portrety, sceny wielopostaciowe, każdy z obrazów jest zamkniętym światem, chwilą z życia kobiet zamrożoną w dwóch wymiarach obrazu. Nie są to typowo upozowane „fasadowe” wizerunki, ponieważ w żeńskich twarzach artysta zaklął emocje, pozy, nastroje. Bohaterki obrazów często spotykamy w sytuacjach pozbawionych łańcuchów konwenansów, kulturowej fasady przyzwoitości i reguł dobrego tonu. Zaglądamy do kobiecej garderoby, bez zażenowania spoglądamy na niczym nie skrępowane, nierzadko prowokacyjne pozy i niedbale traktowane części damskiej bielizny. W powietrzu wisi buduarowy nastrój.
[pullquote]Granica intymności została wyraźnie przekroczona – nie ma modelki i widza…[/pullquote]
Granica intymności została wyraźnie przekroczona – nie ma modelki i widza – tak, jak malarz stajemy się niewidzialnymi obserwatorami kobiecej natury. Jednakże na tym nie koniec. Każda z postaci ma swoją osobowość, o każdej można coś powiedzieć. Doskonale uchwycone, charakterystyczne tylko dla płci pięknej niuanse zachowań, czyli po prostu kobiecość – gesty, ruchy, mimika, mowa ciała wiele mówią o bohaterkach obrazów i ich emocjach. I tak, raz jest to osoba świadoma własnej seksualności i atutów ciała, posiadająca poczucie własnej wartości, ekspansywna i demoniczna. Innym razem przeważa niepewność i zakłopotanie, nostalgia albo też niepokój i lęk.
Na uwagę zasługują również obrazy z dwiema postaciami kobiet. Skomplikowane relacje pomiędzy nimi – zafascynowanie, dominacja, zaciekawienie, uległość, niepewność, skrywana erotyka, stają się kolejną kanwą malarskich poszukiwań.
Wielokrotnie mamy wrażenie, że właśnie jesteśmy świadkami tego, co nie może być wypowiedziane, obserwatorami tego, co za chwilę się wydarzy. Kobiece emocje wibrują w powietrzu, a nastrój potęgują dość tajemnicze, a czasem symboliczne tytuły obrazów, jak choćby „ Diablica”, „ Płodna gleba”, „Wiatr”, „Portret z jednorożcem”, „Anioł”, „Kotara”, „Usta”, „Kiedy i gdzie”, „Skrzydełka”, „Fosfor”.
Niewątpliwie Antoni Fałat przekracza w swych portretach kobiet granice doznań i intymności, odsłania ich grę, szuka archetypicznego kodu, a jednocześnie jest nimi zafascynowany, jak badacz istotami z innej planety i … jak każdy heteroseksualny mężczyzna.
Zresztą, jak sam stwierdza:
… kobieta jest, jak nieznany kontynent. Ich uroda nie polega na posiadaniu warunków do wystąpienia w reklamie.