Już są! Jeszcze może nieśmiało, ukradkiem, ale z każdym dniem ich przybywa. Dziś właśnie zaświeciło porządnie słońce, zapachniało ziemią, budzącą się z zimowego letargu. Zbliża się najpiękniejsza pora roku – wiosna. Za chwilę wylegną też rowerzyści… Już smarują swoje łańcuchy i sprawdzają łożyska, pompują opony, centrują koła… W drogę, chciałoby się za Doorsami zanucić – Riders on the storm… Ale czy też na pewno są tacy wolni jak ptaki, swobodni, nieposkromieni, jak jeźdźcy burzy? Odpowiedź niebawem…
Wkrótce rowerzyści pojawią się na ścieżkach rowerowych, a z nimi problem. Rozpędzeni „ridersi” ni stąd, ni zowąd natrafiają na niespodziewane dla siebie przeszkody: spacerowiczów (pomijam „śmietnikowych ekologów”, dla których żadna droga nie ma ograniczeń), właścicieli psów (bo bliżej do upragnionego trawnika), młode mamy, oczywiście z pociechami, które traktują się jak ciała astralne, nie podlegające prawom ziemskim, a na koniec kontestatorów z zasady – Jak to, ja nie mogę? JA nie mogę??? A kto mi zabroni?!!! Życie miłośnika dwóch kółek, których – wydawałoby by się – problemem jest wyłącznie wiatr we włosach, naprawdę nie jest usłane różami. A praw fizyki Pan nie zmienisz! Jak ciało zderzy się z ciałem – będzie nieszczęście, proszę Pana, oj będzie!
Co mnie zawsze zastanawia – płockie ścieżki rowerowe oznaczone są ogromnymi ikonami roweru, żeby każdy mógł się domyślić dla kogo są przeznaczone. Jednakże nawet pismo obrazkowe nie dla każdego jest zrozumiałe. Może trzeba by jeszcze je opisać, najlepiej od razu w trzech językach. Oczywiście, na ścieżkach oznaczono także przejścia dla pieszych i tam bezwzględnie oni mają pierwszeństwo. Dla wielu z nich jednakże pasy powinno się pewnie namalować nie w poprzek , lecz wzdłuż ścieżki, chociaż… czy nawet to cokolwiek załatwi?
Obawiam się, że nie, bowiem tkwi w nas coś dziwnego, jakiś niewytłumaczalny atawizm. Znów sprawdza się teoria, że nasz punkt widzenia (w danej chwili) zależy od punktu siedzenia, a ściślej od roli, którą w danym momencie pełnimy. Wielokrotnie zadziwia mnie taka scenka – ktoś wychodzi z samochodu, zamyka drzwi i za chwilę bezczelnie, bezceremonialnie, z nieukrywaną satysfakcją i ostentacją przechadza się przed autami kierowców, którzy z przerażeniem w oczach hamują w panice, z piskiem opon, by nie stać się sprawcami wypadku. Zadam pytanie bez odpowiedzi – Skąd w nas ta bezsensowna dezynwoltura, Mr Jekyll and Mr Hyde, twarz na każdą okazję?