„Oczy potrafią pieścić lepiej i dokładniej niż dłonie. Wzrokiem obejmuje się całość naraz. Dotyk zaś jest ograniczony tylko do jednego miejsca.” – ten cytat z powieści „Wystarczy być” Jerzego Kosińskiego doskonale nawiązuje do wydarzenia, które miało miejsce w środowe popołudnie w Muzeum Żydów Mazowieckich, a był nim wernisaż wystawy fotografii Czesława Czaplińskiego, poświęconych temu genialnemu pisarzowi.
Fotograf gości w Płocku nie po raz pierwszy. W listopadzie ubiegłego roku zaprezentował w Muzeum Żydów Mazowieckich cykl zdjęć, ukazujących dokonania artystyczne wybitnego rzeźbiarza Natana Rappaporta. Czesław Czapliński zajmuje się również dziennikarstwem, filmem dokumentalnym, wydał także około 40 albumów i książek. Współpracuje z największymi, prestiżowymi wydawnictwami, jak choćby „The New York Times”, „Time”, „The Washington Post”, „Newsweek”, czy też „Vanity Fair”. Portretował najwybitniejsze osobistości świata kultury, sportu i polityki. Obszernie o jego dokonaniach pisałem na łamach naszego portalu w artykule „Emocje „szkłem” zapisane”.
Tymczasem prywatnie Czesław Czapliński był wieloletnim przyjacielem Jerzego Kosińskiego. Pisarza spotkał w Nowy Jorku w 1980 roku. Od tego czasu fotografował go w sytuacjach wzniosłych, wzruszających, jak i całkiem prozaicznych. Na wystawie znajdziemy zatem zarówno portrety pisarza zapisane na celuloidzie, jak i obrazki z podróży, spotkań, różnego rodzaju wydarzeń.
W Polsce autor „Malowanego ptaka”, „Wystarczy być”, czy też „Diabelskiego drzewa” wciąż wymyka się spod „szufladek”, w jakie literaturoznawcy chcieliby go wtłoczyć. Dlatego też jego pisarski dorobek w różnego rodzaju syntezach i opracowaniach, dotyczących literatury powojennej jest niemal wstydliwie pomijany lub też nawet kwitowany posądzeniami o posługiwanie się plagiatem, czy mitomanię. Nawiasem mówiąc, istnieje uzasadnione podejrzenie, że tego rodzaju zarzuty skutecznie wprowadzała w obieg peerelowska propaganda, a wrosły one na tyle mocno w wizerunek pisarza, że co jakiś czas wciąż ponawia się próby ich reaktywacji.
Wciąż też, zupełnie bez powodu, analizuje się jego powieści nie pod kątem ich wartości literackiej, a zgodności autobiograficznej. Jeszcze w 2011 roku jeden z czołowych na polskim rynku tygodników wzywał w obszernym artykule, aby skończyć z efekciarzem Kosińskim. Tymczasem świat nie ma zupełnie takich dylematów. Książki Jerzego Kosińskiego przetłumaczono na 33 języki i wydano w 70 milionach egzemplarzy!
Łodzianina urodzonego w 1933 roku, syna żydowskiego przedsiębiorcy, przygarnęły jak swego USA w 1957 roku, kiedy to wyjechał z kraju na stypendium.
Dzięki fundacjom Guggenheima, Forda i American Academy, podjął studia w Columbia University i New School of Social Reserach. Wykładał na kilku prestiżowych uczelniach – Yale, Princeton, Davenport i Wesleyan Uniwersity. Stał się również laureatem wielu cenionych, literackich nagród, a w latach 1973-1975 piastował przez dwie kadencje funkcję prezesa amerykańskiego oddziału PEN Clubu.
W czasie słowa wstępnego do wernisażu, Czesław Czapliński ze smutkiem wspominał dzień 3 maja 1991 roku, kiedy to pisarz w swym nowojorskim mieszkaniu, zażywając śmiertelną dawkę barbituranów, odebrał sobie życie.
Na wieść o tym, wszystkie amerykańskie stacje telewizyjne przerywały swe programy, przekazując widzom tę tragiczną informację. „Kładę się teraz do snu, na trochę dłużej niż zwykle. Nazwijmy to wiecznością” – napisał Jerzy Kosiński w liście pożegnalnym.
Wybitny fotograf z przekonaniem i pasją bronił dorobku genialnego pisarza, a jego wystawa stała się przyczynkiem do ożywionej dyskusji, również na temat naszych, małostkowych przywar i kompleksów. Bo czyż ktoś trafnie nie skwitował, że w piekle wcale nie trzeba pilnować Polaków, żeby nie uciekali z kotła? Sami uczynią to sobie nawzajem nader skutecznie…