– Z pani to dopiero bogobojna chrześcijanka. I niech mi pani nie zaprzecza – codziennie na mszy panią widzę. – Po prawdzie to w Pana Boga wierzę, ale i spać też nie mogę. Jak przed świtem wstanę, to domu zimno. To wtedy do kościoła idę, nasz proboszcz na ogrzewanie nie skąpi, a jak po mszy wrócę, to chłop w domu już w piecu napali…
Pewnego razu, zimową porą po zakończeniu porannej mszy do swych domów zmierzały dwie starsze panie. Zupełnie mimowolnie usłyszałem, o czym rozmawiają:
– Z pani to dopiero bogobojna chrześcijanka. I niech mi pani nie zaprzecza – codziennie na mszy panią widzę.
– Po prawdzie to w Pana Boga wierzę, ale i spać też nie mogę. Jak przed świtem wstanę, to w domu zimno. To wtedy do kościoła idę, nasz proboszcz na ogrzewanie nie skąpi, a jak po mszy wrócę, to chłop w domu już w piecu napali.
I tak właśnie pożytki duchowe spotkały się z cielesnymi. Korzystając z mądrości starszej pani, ja również chciałbym zaproponować Państwu taki „wash and go” – kiedy znuży już Was lipcowy upał lub też dopadnie niespodziewana ulewa, poczujecie nagły spadek energii w trakcie zakupowego szaleństwa… to warto poszukać wytchnienia, a jak kto chce schronienia w galerii – tylko której? Tak się złożyło, że mamy akurat kilka bardzo interesujących propozycji.
Informowaliśmy już o wystawie Kingi Cichockiej „Portrety, postacie, akty” w murach Towarzystwa Naukowego Płockiego. Artystka jest pracownikiem naukowym Studiów Podyplomowych Szkoły Wyższej im. Pawła Włodkowica. Niezwykle intrygujące kompozycje przyciągają widza jak magnes, zarówno niekonwencjonalnymi środkami artystycznymi, takimi jak kolaż, tusz japoński, akryl, a nawet biurowy datownik, jak również zupełnie intymną narracją.
W tym przypadku oglądanie obrazu w jakimś sensie oznacza „zatopienie” się w najbardziej osobistym widzeniu świata i jego interpretacji, w poznaniu towarzyszących temu procesowi uczuć i emocji. W wielu obrazach płockiej malarki pojawia się motyw kota, który nie jest tu bez znaczenia, bowiem Kinga Cichocka jest przekonana, że jest on zwierzęcym odpowiednikiem natury kobiety. Tajemniczy, inteligentny, czasem przewrotny, lecz przede wszystkim podążający własnymi, sobie tylko znanymi ścieżkami… Wystawa będzie czynna do końca lipca.
Tymczasem na pierwszym piętrze Galerii Wisła prezentuje swe fotografie dwudziestu członków Płockiego Towarzystwa Fotograficznego. Tym razem zapanowała pełna swoboda, nikt bowiem nie zadał żadnego, przewodniego tematu prac. Z tego też powodu zdjęcia obejmują niemal wszystkie dziedziny fotograficznej aktywności od natury, krajobrazu i fotografii podróżniczej poczynając przez reportaż, street photo, studium socjologiczne aż po portrety i akty.
Warto odwiedzić tę wystawę, bowiem fotografowie sięgnęli do tego, co mają w swych archiwach najcenniejszego, czyli do ujęć, co do których są przekonani, że zasługują na pokazanie ich szerokiej publiczności. Jeżeli zapytacie Państwo co jest łącznikiem, elementem scalającym wszystkie prezentowane prace, to bez namysłu odpowiem, że jest nim w pierwszej kolejności próba przełamania wszechobecnych złych wzorców i nawyków, multiplikowanej, powtarzanej do znudzenia zdjęciowej sztampy, która niszczy w swym zalewie dobrą, wartościową fotografię. Niewątpliwie jest to także poszukiwanie nowego języka fotograficznej ekspresji i nowych środków wyrazu, czyli zupełnie autorskiej platformy kontaktu z odbiorcą. Na ile się to naszym fotografom udało, możecie Państwo ocenić sami odwiedzając kameralną ekspozycję, robiąc sobie tym samym niezobowiązującą, acz jakże pożyteczną przerwę przy okazji najbliższych zakupów w Galerii Wisła.
Nie próżnuje także w środku sezonu ogórkowego Płocka Galeria Sztuki. Od początku lipca przestrzenią wystawienniczą zawładnęły gobeliny Natalii Babicz Bereźnickiej spięte w wystawę pt. „Przenikanie – w głąb siebie”. Obrazy i rysunki, fotografie, a przede wszystkim tkaniny artystyczne obejmują 45-letni okres pracy twórczej, jak zatem nietrudno się domyślić, jest to wystawa na wskroś retrospektywna.
– Dla mnie jest to rodzaj pamiętnika – spojrzałam na moje życie zapisane w sztuce. Nie żałuję tego życia – mówi Natalia Babicz-Bereźnicka.
Co można powiedzieć o samych pracach? Gobeliny powstają z różnych materiałów – wełny, sztucznego jedwabiu, sizalu. Artystka traktuje gobelin jak obraz, niezwykle istotną rolę odgrywa tu kolor, światło i kompozycja. Tymczasem inspiracje czerpie z natury, lecz traktuje ją niczym „masę krytyczną”, powodującą rozpoczęcie skomplikowanego, wymagającego ogromnej koncentracji procesu tworzenia. O swych gobelinach mówi, że są abstrakcyjne, sięgające jedynie swymi korzeniami rzeczy realnych. Tym niemniej, jeżeli zajrzycie Państwo do Galerii, to przypuszczam, że z przyjemnością na długie chwile kontemplacji pogrążycie się w magicznym, a jednocześnie wizjonerskim świecie gobelinów Natalii Babicz-Bereźnickiej i pewnie też z ulgą stwierdzicie, że ma on jak najbardziej rozpoznawalne inspiracje. Wystawa będzie czynna do 21 sierpnia.
A na koniec Muzeum Mazowieckie w Płocku skutecznie zerwało w ubiegłym tygodniu z formułą placówki kulturalnej, predestynowanej jedynie do eksponowania obiektów historycznych i przedzieżgnęło się, przynajmniej częściowo, na sezon letni również w galerię wystawienniczą – i to z przytupem! Zagościła tam bowiem wystawa „La femme mon amour” prezentuje obrazy Joanny Sarapaty – malarki goszczącej na wszystkich światowych salonach.
Portrety i akty kobiece wymykają się tym dwóm konwencjom, tradycyjnie określającym warstwę narracyjną prac, bowiem nie chodzi tu o odwzorowanie fizjonomii, czy też uchwycenie cech charakterystycznych dla konkretnej osoby. Nieistotny jest zatem kontekst zewnętrzny, czyli kolokwialnie rzecz ujmując wygląd, lecz czy bez tego, tak wydawałoby się, istotnego elementu można namalować stan psychiczny, charakter, osobowość? Jak się okazuje, jak najbardziej i to z powodzeniem – na tym polega mistrzostwo Joanny Sarapaty.
Jak sama wyznaje: „Ne maluję czystej erotyki, tylko kobiecość”. I właśnie taki wymiar odnajdziemy w pracach artystki. Jej obrazy na kartonach i płótnie malowane tuszem, akwarelą, temperą, gwaszem opowiadają o stanie umysłu, nastroju, uczuciach, portretowanych kobiet. Niebagatelne znaczenie ma tu układ ciała, gest, mimika wzmocnione celnym doborem artystycznych środków wyrazu. Słowem – kobieca natura, jej psychika i konstytucjonalny fenomen zaklęty w dwóch wymiarach obrazu. Wystawa będzie czynna do 18 września br.
Biorąc pod uwagę fakt, że pod egidą Płockiego Towarzystwa Fotograficznego w wystawie biorą udział także zrzeszone tam fotografki, nasuwa się jeden wniosek – kobiety opanowały w tym roku na lato płocką scenę kulturalną. Jeżeli ktoś z Państwa cierpliwie podąży śladami tego bedekera, niewątpliwie przekona się, że ta kobieca wizja świata zawiera wiele cech wspólnych, takich jak chociażby niezwykle delikatny i wrażliwy, sensualny sposób artystycznej wypowiedzi.