Zastanawiacie się pewnie Państwo, co mi przyszło do głowy właśnie teraz, gdy mamy wreszcie upragnioną wiosnę, która buchnęła kwieciem i zielenią, a ptaki drą na jej chwałę w zapamiętaniu dzioby od rana do wieczora. I w ogóle, człowiek czuje się radośniejszy i wyluzowany, a tu nagle „wyskakuję” z tak dramatycznym nagłówkiem. Otóż problem, który mnie dziś nawiedził, nie dotyczy ani pór roku, ani usposobienia do świata, po prostu występuje w naszym życiu i w jakiś sposób się z nim oswoiliśmy, a nawet, co gorsza, czasem go nie dostrzegamy… Zupełnie jak filmowego Matrixa.
[dropcap]C[/dropcap]hciałbym zadać w tym miejscu podstawowe dla naszych rozważań pytanie – czy jesteśmy manipulowani?
Odpowiedź twierdząca wydaje się tu oczywista, na manipulacji opiera się większość stosunków społecznych, jednakże ważne w tym wszystkim jest to, abyśmy potrafili rozpoznać te sytuacje i we właściwy sposób je zdefiniować i ocenić. Bo przecież tak samo, jak manipulacji możemy bez reszty ulec, równie dobrze możemy wyciągnąć z niej korzyści lub się jej bezwarunkowo przeciwstawić… Dlatego też niezwykle ważna jest, poza samym stwierdzeniem wystąpienia manipulacji, także jej ocena – czy jest ona dla nas korzystna, czy też zagraża naszym interesom. Ale dość już teorii.
Czy we własnym domu, zajmując ulubiony fotel możemy czuć się bezpieczni? Niestety, nic bardziej mylnego! Rozpocznijmy od przykładów prozaicznych i najbardziej powszechnych:
– Tato, daj pięćdziesiąt złotych.
– Na co ci?
– Na książkę.
– Ale jaką?
– Jak to na jaką? Książka to książka…
W tym momencie można by popędzić smarkacza do wszystkich diabłów, wygłosić tyradę o odpowiedzialnym wydawaniu naszej krwawicy, jednakże często serce nam mięknie i – pocieszając się, że może faktycznie pieniądze zostaną przeznaczone na intelektualny rozwój latorośli – rad nie rad sięgamy do portfela…
Młody krwiopijca, lawirant i manipulator, na własnej piersi wyhodowany, zakpił z naszego zdrowego rozsądku i życiowego doświadczenia, wykorzystał naszą ojcowską miłość i przywiązanie dla zgoła utylitarnych celów, lekko się nawet dziwimy, że przyszło mu to jakby zbyt łatwo. Dyskontując jeszcze sytuację, a w sumie wychowawczą porażkę, w której daliśmy się „dziecku zmanipulować jak dziecko”, sięgamy po pilota, żeby oderwać się od targających nami rozterek.
Niestety, wraz z włączeniem telewizora, wylewa się na nas potok reklam proszków do prania, kremów, szamponów, operatorów sieci komórkowych, samochodów, kredytów itp. A wszystko jest takie piękne, czyniące cuda, lśniące i bezstresowe… Powtarzane po kilkadziesiąt razy dziennie, jest jak mantra, modlitwa dla mas, przez którą (jeżeli się w porę nie opamiętamy) beznamiętnie i bezrefleksyjnie coś wybierzemy, kupimy, zamówimy… Zawsze w takich sytuacjach, skuszeni rewelacyjną reklamową ofertą powinniśmy sobie powtarzać, że diabeł tkwi w szczegółach – wymuskany lektor nie opowie w reklamie, gdzie w oferowanym super kredycie zostały umieszczone kruczki , na których zarobi bank, a kremu, samochodu, laptopa nie kupimy z tą piękną, ponętną dziewczyną, która już zdążyła się pod wpływem klipu wbić jak gwóźdź w naszą pamięć…