Tymczasem nieszczęśliwy w swej konotacji myślowy skrót, którego celowo nie używam – dla nas o znaczeniu czysto terytorialnym, staje się na całym świecie sprawczym oskarżeniem, przeniesieniem na nas niemal całej odpowiedzialności za zbrodnie holocaustu. Jeżeli na to nie zareagujemy, to już niewiele potrzeba aby ktoś nam wmówił, że sami zburzyliśmy Warszawę i wymordowaliśmy prawie 6 milionów rodaków.
Już nie raz podejmowaliśmy to zagadnienie, dotyczy ono bowiem żywotnie naszej historii. W czasie II Rzeczpospolitej ta nacja stanowiła poważną część ludności miasta; w 1939 roku w 34-tysięcznym Płocku zamieszkiwało 9 tysięcy Żydów. Śmiało też można stwierdzić, że byli tu od wieków.
Pierwsze dokumenty, świadczące o ich obecności pochodzą 1237 roku. Najprawdopodobniej przybyli tu z Niemiec na skutek prześladowań religijnych, osiedlili się i w koegzystencji z ludnością polską, zapisali się w niezwykle bogatej historii miasta. Dziś nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że tradycyjnie i historycznie ulice: Szeroka (obecnie Kwiatka), Synagogalna, Jerozolimska, Tylna, Niecała w części Stary Rynek, Bielska i Grodzka wchodziły w skład płockiej dzielnicy żydowskiej.
Wystarczy jednakże udać się na nieco uważniejszy spacer ulicami Starego Miasta, wnikliwie poczytać „żółte” tablice informacyjne, aby się przekonać, iż pomimo tego, że nieliczne, to ślady materialnej i kulturowej spuścizny płockich Żydów przetrwały do naszych czasów, jak chociażby „Dom rabina” na rogu ulicy Kwiatka i Jerozolimskiej, czy też gmach samego Muzeum Żydów Mazowieckich, który przed wojną był synagogą. Zaraz obok, przy Kwiatka 9, znajduje się kamienica Praszkera – siedziba żydowskiego związku sportowego „Makabi”, tymczasem gmach Płockiej Galerii Sztuki pełnił funkcję mykwy, czyli łaźni. W kamienicy Stary Rynek 11 mieściła się biblioteka żydowska Hazomir, zaś przy ul Misjonarskiej 7 znajdował się szpital.
Wybuch II wojny światowej rozpoczął najtragiczniejszą kartę w historii polskich Żydów; również w Płocku dotknęły ich zakrojone na masową skalę prześladowania. W założonym 1 września 1940 roku w naszym mieście getcie przebywało około 7 tysięcy płockich Żydów i 3 tysiące uciekinierów i uchodźców z północnego Mazowsza. Prześladowania, rabunki i egzekucje – tak wyglądał niemal każdy dzień hitlerowskiej okupacji.
Na przełomie lutego i marca 1941 roku Niemcy przystąpili do akcji pacyfikacyjnej o nazwie „Tempo” i wysiedlili mieszkańców płockiego getta, najpierw do obozu przejściowego w Działdowie. Tu Żydzi w ciągu kilku dni przeszli istną gehennę – odarci ze wszystkiego co mieli, a przede wszystkim z ludzkiej godności, głodni i prawie nadzy ruszyli w drogę do różnych miejscowości, rozsianych po całej Generalnej Guberni.
Wykład Justyny Majewskiej – pracownika Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, pt. „Losy Żydów Płockich w czasie okupacji niemieckiej w świetle dokumentów z Archiwum Ringelbluma”, który odbył się w czwartkowy wieczór, 1 lutego, w Muzeum Żydów Mazowieckich, dotyczył właśnie tego tragicznego exodusu, a także sytuacji, jaka dotknęła przesiedleńców w miejscowościach docelowych.
W zbiorach Archiwum Ringelbluma znajduje się 40 listów – prywatnych i urzędowych, wysyłanych przez płockich Żydów z miejsc swego zesłania. Tu byli oni lokowani w kolejnych gettach lub też żydowskich enklawach. Jak się okazało, w dużej mierze ich dalsze losy zależały od tego, w jakiej sytuacji, w szczególności życiowej i materialnej, znajdowali się autochtoni; spotykali się oni ze strony miejscowych zarówno z daleko posuniętą pomocą i przychylnością ze strony gmin żydowskich, jak też wrogością i uprzedzeniem. Bez pracy i środków do życia, niejednokrotnie cierpieli wśród swoich.
Według Justyny Majewskiej z dokumentów nie wynika, jaki był stosunek ludności innych narodowości, w tym także Polaków do żydowskich przesiedleńców.
W ostatnich dniach, z powodu nowelizacji ustawy o IPN, zagadnienie holocaustu przeprowadzonego przez hitlerowski reżim dostało się w oko cyklonu. Natychmiast zrodziły się wątpliwości i dywagacje – czy sprawę podjęto we właściwym momencie, czy zastosowano odpowiednie środki, czy przemyślano wszystkie konsekwencje? Polityczny i medialny hałas podbija ludzkie emocje, ale nie pomaga w zrozumieniu problemu, zaciemnia sedno rzeczy, odsuwa na bok racjonalne argumenty. Historyczna faktografia dostała się w tryby ideologicznej i politycznej manipulacji.
Jestem przekonany, że przez wiele powojennych lat nasz narodowy wizerunek pozostawał w stanie głębokiego zaniedbania. Sprawy zaszły aż tak daleko, że pod koniec XX wieku, nie wiadomo z jakiego powodu, przyjęliśmy na siebie całe odium zbrodniczej spuścizny po hitleryzmie, niemal cały rachunek żydowskich krzywd, gorliwie bijąc się w piersi za winy nasze, jak i cudze.
Tymczasem do tej pory w powszechnej świadomości Polaków istnieje głęboko zakorzenione, i przecież potwierdzone historycznymi faktami przekonanie, że jako Polacy zdaliśmy w czasie okupacji ten niezwykle trudny egzamin i w przemożnej swej części nieśliśmy Żydom pomoc, wykazując się ofiarnością i niespotykanym nigdzie w Europie heroizmem. Oczywiście, w każdym stadzie znajdą się czarne owce, ludzie mali, nikczemni, czasem tchórzliwi, jednakże to tylko ludzie, jednostki, a nie cały naród.
Jeszcze raz zatem trzeba głośno i dobitnie powiedzieć – to nie my odpowiadamy za okrucieństwa ostatniej wojny i nie my stworzyliśmy obozy śmierci, jak również nie przyglądaliśmy się biernie agonii narodu żydowskiego. Tymczasem nieszczęśliwy w swej konotacji myślowy skrót, którego celowo nie używam – dla nas o znaczeniu czysto terytorialnym, staje się na całym świecie sprawczym oskarżeniem, przeniesieniem na nas niemal całej odpowiedzialności za zbrodnie holocaustu. Jeżeli na to nie zareagujemy, to już niewiele potrzeba aby ktoś nam wmówił, że sami zburzyliśmy Warszawę i wymordowaliśmy prawie 6 milionów rodaków.
Nie ma zatem lepszego, czy też gorszego momentu, gdy chodzi o obronę honoru i dobrego imienia narodu. Czasem nawet w dyplomacji sprawy trzeba postawić twardo i wyartykułować swe racje. A o naszą narodową, często tak bolesną dla nas historię trzeba nieustannie dbać, ale bez kłamstwa i emocji, pieczołowicie należy też chronić pamięć o ludziach, którzy altruistycznie poświęcili swe życie, po to aby innych ludzi uchronić od zagłady.
Czy przesiedlali Ich również do Piotrkowa Trybunalskiego?
Podobno Płock nie może sobie pozwolić na upamiętnienie komunistycznych zbrodni w katowni nkwd gdzie jak wiadomo czesc katow nie była katolikami…
Ale ćwierć miliona na muzeum żydów to płocczanie płacą?
Chyba prezydent powinien zmienić priorytety
Dziękuje wykładowcy za rozważną relację.
Niestety. chciałem posłać Materiał ale Blokada do 2MB. i kiedy odrzuciło mój prawdziwy adres mail jako zły .odpuściłem . Tak się nie opisuje Dziejów współczesnego Płocka.
Jak w realu, mówią i piszą ale , żeby jeden zniszczył drugiego a Polska nikomu niepotrzebna aby tylko włosy latały. To nie mój czas.