10 kwietnia już zawsze będzie kojarzył mi się z tamtym feralnym, sobotnim porankiem. Niedowierzanie, potem smutek, a na końcu żal, że życie napisało tak tragiczny scenariusz.
Jolantę Szymanek-Deresz wspominam bez końca i prawie na każdym kroku. Moi znajomi i przyjaciele wiedzą jak bardzo była mi bliska, jak dobrze nam się wspólnie pracowało, a potem, gdy prócz pracy i poglądów połączyła nas przyjaźń, kim stała się dla mnie Jola. Dla niektórych niezrozumiała, dla innych imponująca jest moja konsekwencja w sprawie tej osoby – jednej z najważniejszych jakie spotkałam w życiu.
Każdego roku rocznica smoleńska jest dla mnie smutnym dniem, nie tylko z powodu tych tragicznych wydarzeń, ale przede wszystkim dlatego, że dużo rozmyślam co byłoby gdyby życie potoczyło się inaczej. Zastanawiam się kim byłaby teraz, czym się zajmowała, czy dama tej klasy pasowałaby do Sejmu w którym niegrzecznie komentuje się wypowiedzi innych czy gwiżdże. Jak odebrałaby bałagan wokół Trybunału Konstytucyjnego – przecież była doskonałym prawnikiem…
Czy gdyby Ona, Iza Jaruga Nowacka, Jerzy Szmajdziński i wiele światłych osobowości, które uczestniczyły w feralnym locie do Smoleńska były z nami, to czy polska polityka sprowadzałaby się do poziomu groteski?
Myślę, że bliscy ofiar, poza zwykłą, ludzką tęsknotą mają podobne dylematy.
Pamiętając ogromny potencjał Joli, jej mądrość i chęć do życia jest mi tym bardziej smutno, że nie usłyszę jej rad i zaleceń, które często dotyczyły również takiego zwykłego, „babskiego” życia. Była kobietą mocno stąpającą po ziemi, ale jednocześnie nie brakowało w niej romantyzmu, miłości i kobiecego stylu. Podziwiałam ją za odwagę i upór w dążeniu do celu. Zawsze jednak wolała poświęcić cząstkę siebie niż wykorzystać do tego celu innych.
Wszyscy, którzy ją znali wiedzą również, że potrafiła z właściwym sobie wdziękiem jednać ludzi, sprawiać, że każdy w jej towarzystwie czuł się wyjątkowy. Umiała słuchać, konstruktywnie doradzać, mądrze krytykować i być asertywną. Kiedy patrzę na to co wyprawia się wokół katastrofy smoleńskiej i jak bardzo ta sprawa potrafiła poróżnić Polaków robi mi się jeszcze bardziej smutno.
Chciałabym, aby politycy zostawili tę sprawę w spokoju i nie wykorzystywali jej do swoich gier politycznych. Niech walczą z żywymi, zmarłym w tej katastrofie niech już odpuszczą ponieważ i ofiary i ich rodziny wystarczająco już się nacierpiały.
Chciałabym kiedyś doczekać takiego 10 kwietnia, kiedy nie będzie tej wrzawy i wszyscy wreszcie uspokoją emocje z tym związane. Kiedy w mediach nie będzie szumu związanego z wrakiem, podejrzeń i wzajemnych oskarżeń. Kiedy wreszcie usłyszymy kilka słów wspomnień o dokonaniach tych, którzy odeszli, czy obejrzymy urywki archiwalnych wywiadów. Wtedy dopiero Ci, których pożegnaliśmy 10 kwietnia 2010 roku będą mogli spać spokojnie.
Litosława Koper