– W zeszłym roku na tej imprezie byli moi znajomi, nie przyjechałam, bo jakoś nie bardzo surwiwal jest w moim stylu. Ale w tym roku mnie namówili. Jesteśmy tu całą grupą. Nie spodziewałam się, że tu będzie tylu ludzi, no ale piękne macie to ZOO. Jeszcze nie wiem czy zasnę, ale raczej nie, dreszczyk emocji jest i chyba o to chodzi – śmiała się w rozmowie z nami Karolina, studentka z Łodzi. A rozmowa dotyczyła trzeciej edycji Zoonooocy, która zyskuje coraz większą popularność.
W upalny piątek 3 lipca, a właściwie w nocy z piątku na sobotę, odbyła się trzecia edycja „Zoonooocy, czyli najsenniejszego rekordu Polski”, w płockim ZOO. Dwa lata temu w wydarzeniu wzięło udział 383 osoby, w zeszłym roku 745 osób, a w tym… 876! Zatem rekord został pobity!
Pomysłodawcą Zoonooocy jest Michał Łukasiewicz, dziennikarz i podróżnik, który od trzech lat spędza tę noc w Płocku. Za każdym razem opowiada jakąś ciekawostkę ze swoich podróży po świecie, okraszając to niezwykłymi fotografiami. W tym roku nie było inaczej. Dziennikarz opowiedział o swojej podróży do Indii Południowych oraz zaprezentował slajdy, obrazujące urok Kanyakumari.
Już w godzinach późno popołudniowych w okolicy płockiego ogrodu zoologicznego ciężko było zaparkować auto. Z minuty na minutę było coraz gorzej dla kierowców, ale za to coraz lepiej dla organizatorów. Według rejestracji samochodowych, można przypuszczać, że do Płocka przyjechała… cała Polska.
– My zaparkowaliśmy na jakimś parkingu w mieście, zaraz, zaraz, na ulicy 1 Maja, taki płatny parking. A do ZOO przyszliśmy pieszo i to kawał drogi – tłumaczył nam pan Jacek, który z rodziną przyjechał spod Krakowa. – Ale przy okazji zwiedziliśmy trochę miasto, zjedliśmy porządną kolację i teraz można obejrzeć ogród – wtórowała mu żona.
Jak widać gołym okiem, osób chętnych do spędzenia nocy w otoczeniu dzikich zwierząt jest coraz więcej. Wśród uczestników było mnóstwo płocczan, ale jak się dowiedzieliśmy od Magdaleny Kowalkowskiej, na liście były też zarejestrowane osoby z Tarnowa, Gdańska, Bydgoszczy, Dąbrowy Górniczej, Gdyni, Torunia czy ze szwajcarskiej Genewy. Po raz pierwszy był też konkurs z tym związany – kto przyjechał z najdalszych zakątków, odebrał nagrodę. I jak łatwo się domyślić – Genewę ciężko było „przebić”. Jednak nagród było pięć, więc uczestnicy zabawy z polskich miast też wrócili do domów z nagrodami.
Były również inne konkursy, które uatrakcyjniły noc w ZOO – podchody po ogrodzie, quiz „Co ze mnie wyrośnie?”, a także konkurs fotograficzny, no i krzyżówka. Tłum przed sceną na placu „Pod Grzybkiem” zgromadził widowiskowy występ grupy Jo Art Show, który zaprezentował w technice cieni bajkę tematycznie dobraną do miejsca i czasu – „Księżyc i wielbłąd”. A potem rewelacyjny Fire Show, z ogniem w roli głównej. Z kolei w herpetarium gwiazdą wieczoru był boa dusiciel. Jak się okazuje, dla uczestników nocnego safari nad Wisłą, ten pawilon jest jednym z ciekawszych miejsc. Był moment, że do pawilonu pełnego terrarystycznych zwierząt trzeba było się przeciskać. Oczywiście, jeżeli ktoś był ciekawy jak mieszkańcy ZOO żyją na co dzień – co jedzą, kiedy sypiają, czy są groźne. Wszystkiego można się było dowiedzieć od opiekunów danego gatunku. Cierpliwie odpowiadali nawet na najtrudniejsze pytania.
Gratulacje dla organizatorów, dla których na pewno przygotowanie takiej nocy to wykonanie ogromnej pracy i mnóstwo przygotowań. Ale właśnie to sprawia, że impreza ma niepowtarzalny charakter. Każdy z naszych rozmówców – uczestników Zoonooocy – używał głównie słów: wspaniała noc, super pomysł, genialna zabawa, będę tu za rok.
Jak co roku, impreza odbywa się na początku lipca. I co jest ciekawe, a w niejednym pewnie wywoła uśmiech – pogoda każdego roku sprzyja organizatorom, jakby faktycznie ją zamawiali. Cieszy to nie tylko pracowników ogrodu, ale również osoby, które zdecydują się spędzić tę noc na świeżym powietrzu, bo jeżeli ktoś chciał „pospać” pod drzewem, na ławeczce czy pod krzaczkiem, swobodnie mógł to zrobić. Karimaty, kocyki czy małe poduszeczki wystarczyły, aby wesprzeć się na drzewie, czy posiedzieć w dowolnie wybranej części ogrodu. A miejsca w ZOO nie brakuje, bo ma on aż 15 hektarów powierzchni. I jedną z atrakcji Zoonooocy jest to, że nikt nie wybiera nikomu miejsca do „spania”. Wsłuchujących się w nocne życie zwierząt można było więc spotkać w najdalszych zakątkach ogrodu.
Tradycyjnie już nie zabrakło ogniska, dźwięku gitary, piosenek z harcerskiego śpiewnika i nie tylko, oraz pieczenia kiełbasek. Trudno nazwać tę noc śpiącą. Bo ogród zoologiczny w tę jedną noc w roku wręcz tętni życiem – uczestnicy spacerowali, siedzieli na kocach, rozmawiając cichutko czy niektórzy samotnie siedząc na ławeczkach wsłuchiwali się w odgłosy nocnych zwierząt.
Jeżeli chcecie przeżyć to jeszcze raz, albo przeżyć po raz pierwszy, organizatorzy już zapraszają za rok. To co, bijemy rekord w 2016? :)
PetroNews był patronem medialnym wydarzenia.