W środowe popołudnie w Domu Darmstadt na zaproszenie Płockiego Towarzystwa Fotograficznego zaprezentował się płockiej publiczności Tomasz Tomaszewski – wybitny fotograf, który już od wielu lat jest zaliczany do polskiego panteonu tej dziedziny sztuki. Oprócz tego znamienity gość jest pedagogiem –wykładowcą warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Tomasz Tomaszewski zajmuje się fotografią prasową, jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików, agencji Visum Archiv Hamburgu, agencji National Geographic Creative w Waszyngtonie, a także American Society of Magazine Photographers. Oczywiście, przynależność do tak prestiżowych instytucji mogła powstać tylko w jeden sposób – poprzez uznanie jego dorobku artystycznego, jakie zyskał pracując dla topowych, światowych wydawnictw.
Fotograf od dwudziestu ośmiu lat współpracuje w magazynem „National Georaphic”, a od 1999 roku jest głównym konsultantem jego polskiej edycji. Swe fotografie Tomasz Tomaszewski publikuje także w największych polskich i zagranicznych czasopismach, takich jak „Stern”, „Paris Match”, „GEO”, „New York Times”, „Time”, „Fortune”, „Vogue”, „Die Zeit”, „Elle”. Drzwi do świata wielkiej fotografii otworzył mu esej fotograficzny, zrealizowany w latach osiemdziesiątych z tekstem Małgorzaty Niezabitowskiej – „Ostatni. Współcześni Żydzi polscy”. Wydał również kilka autorskich książek – „W poszukiwaniu Ameryki”, „Cyganie – inni ludzie tacy jak my”, „Rzut beretem”, „Niezwykła Hiszpania”, a także ilustrował swymi zdjęciami kilkanaście prac zbiorowych.
Tomasz Tomaszewski wystawiał również swe prace w Polsce, USA, Kanadzie, Japonii, Wielkiej Brytanii, Izraelu, Holandii, Irlandii, Niemczech, Włoszech, Indonezji, Brazylii i na Madagaskarze. Jest laureatem wielu prestiżowych, polskich i międzynarodowych nagród fotograficznych. Został również odznaczony medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis.
Jego praca nieodłącznie wiąże się z podróżami, często do najbardziej egzotycznych części naszego globu. Jak sam twierdzi, był już w 68 krajach, tym niemniej, nadrzędnym celem jego fotograficznych peregrynacji zawsze jest człowiek nie upozowany, tylko jak najbardziej autentyczny i to w różnych życiowych, zupełnie codziennych sytuacjach – dobrych i złych, zwykłych, jak i wzruszających.
Co miał do przekazania płockiej publiczności Tomasz Tomaszewski? Zapewne kilka fundamentalnych prawd o fotografii, ale przede wszystkim o nas samych. W pierwszej kolejności dokonaliśmy refleksji nad stanem tej dziedziny w kontekście ogólnej dostępności Internetu oraz innych mediów. Ludzie są atakowani zdjęciami, które nie zawierają niczego, poza opisem wyglądu rzeczy i które niszczą wartość, zacierając dobre wzory. Zalew fotografii tego typu sprawia, że mimowolnie ludzie przyjmują miałkość i banał jako powszechnie obowiązujący kanon.
Dlatego też nasz wykładowca nie zgadza się z poglądem, że fotografia stała się powszechna. Owszem wykonuje się w każdej sekundzie, nie poddające się już wiarygodnym obliczeniom tysiące zdjęć, ale… na szczęście tych, którzy faktycznie potrafią je robić, umieją wydobyć z nich jakikolwiek sens jest garstka i śmiało można nazywać ich „bożymi pomazańcami”. Tak zatem fotografia wbrew powszechnemu mniemaniu wciąż jest elitarna.
Według Tomaszewskiego fotografia często więcej mówi o fotografującym, niż fotografowanym – zdradza jego artystyczną i wizualną edukację, świadczy o jego poziomie intelektualnym, a nawet rozwoju emocjonalnym. Należy też odróżnić patrzenie od widzenia. Patrzenie jest tylko procesem sensorycznym, polegającym jedynie na rejestracji otaczającej rzeczywistości, tymczasem widzenie polega na wydobywaniu z niej rzeczy złożonych, subtelnych, bardziej wysmakowanych, pobudzających do refleksji. Tu również przebiega granica oddzielająca dobrą jakościowo fotografię od cyfrowego banału. Otaczają nas zdjęcia, które już na pierwszy rzut oka nas nie zadowalają i właśnie dlatego chyba nawet intuicyjnie poszukujemy takich, które wywołują nasze emocje, reprezentują jakąś myśl i pobudzają do intelektualnej eksploracji.
Co zatem powinna zawierać dobra fotografia? Poza opisem wyglądu rzeczy również jakąś wizualną tajemnicę, metaforę. Dobre zdjęcie nie może tylko wyrażać naszego zachwytu nad otaczającym światem – chociażby najpiękniejszy zachód słońca jest tylko zapisem stanu rzeczy i bardzo szybko zginie w oceanie podobnych zachodów słońca, stanie się zwykłym banałem. Nasz obraz powinniśmy zatem wyposażyć w zupełnie indywidualne, autorskie podejście, obdarzyć emocjami i intelektualną pointą. Fotografia nie może również zbyt wiele pokazywać, nie może być nachalnie oczywista. Musimy dać pole do popisu naszemu umysłowi i równocześnie wciągnąć widza w sprytnie zawiązaną intrygę.
Jak przyznał Tomaszewski, obecnie ma duży kłopot ze zbyt wielkimi możliwościami, jakie daje fotografia cyfrowa, która… jest zbyt dokładna! Nie wie też, w jaki sposób poradzić sobie z kolorem, bo według niego zawiera on w sobie pewien rodzaj wulgarności i jest nazbyt dosłowny, tymczasem chociażby siła fotografii czarno – białej brała się wizualnego niedopowiedzenia.
Tak zatem cóż możemy zrobić, ażeby przynajmniej zbliżyć się do ideału? Jak twierdzi nasz fotograf, należałoby kultywować w sobie trzy cechy: dziecięcy, nadmiarowy zachwyt nad otaczającym światem, co oznacza, że nie należy się wstydzić naszej otwartości na cud, magiczną chwilę; pielęgnować w sobie pewien rodzaj kobiecej bojaźni; rozwijać też w sobie mądrość starca, który już w nic nie wierzy i nikomu nie ufa…
Na sam koniec pozostawiłem pytanie, czy fotografia może jeszcze nam coś zaoferować, czy może też nas uszczęśliwić? Według Tomaszewskiego jak najbardziej, o ile nie pozostanie tylko zwykłym „pstrykaniem”, a poprowadzi nas do samodoskonalenia, indywidualnej pracy nad sobą, bo tylko wtedy będziemy dawać innym ludziom „magnetyczne” fotografie, czyli ogólniej rzecz ujmując dobro, a to najczęściej w jakiś sposób do nas wróci…
Myślę, że uczestnicy środowego spotkania z Tomaszem Tomaszewskim opuścili je w przekonaniu, że fotografia niesie w sobie odpowiedzialność za to, co daje się naszym bliskim i znajomym, nie ma co zatem ich męczyć przypadkowymi zdjęciami. Tak zatem żeby zaciekawić, a może nawet wzbudzić emocje, sprowokować do intelektualnej zabawy – najzwyczajniej w świecie trzeba się postarać… A sama fotografia w jakimś momencie może stać się dla nas filozofią życia.