REKLAMA

REKLAMA

Czy czystka w sklepikach spowoduje, że znikną z płockich szkół?

REKLAMA

Według rozporządzenia ministra zdrowia, po wakacjach w sklepikach szkolnych możliwe będzie kupienie wyłącznie kanapek, sałatek, mleka i produktów mlecznych, warzyw i owoców, oraz napojów, ale tylko wtedy, gdy nie mają w swoim składzie cukru. Dla właścicieli sklepików może oznaczać to plajtę.

Przeczytajrównież

Przypomnijmy, że 1 września 2015 roku wchodzi w życie ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Zakazuje ona sprzedaży i reklamowania śmieciowego jedzenia w szkołach i przedszkolach. Ustawa reguluje dokładnie, jakie wartości odżywcze powinny zawierać produkty dostępne w szkolnych sklepikach, a także dotyczące dopuszczalnej ilości barwników oraz cukru i soli na 100 g. Pod koniec czerwca br. Ministerstwo Zdrowia opublikowało długo wyczekiwany projekt rozporządzenia, dotyczącego sprzedaży żywności w szkołach.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Produkty, które w projekcie rozporządzenia wskazano jako dopuszczone do sprzedaży w szkołach, to: kanapki, sałatki i surówki, mleko, napoje zastępujące mleko, produkty mleczne (jogurt, kefir, maślanka, serek homogenizowany itd.), zbożowe produkty śniadaniowe, inne produkty zbożowe, warzywa, owoce, suszone warzywa i owoce, orzechy oraz nasiona, soki owocowe, warzywne i owocowo-warzywne, przeciery i musy, koktajle, woda mineralna, woda źródlana i woda stołowa, oraz inne napoje przygotowywane na miejscu. W przypadku wszystkich wymienionych kategorii produktów obowiązują kategoryczne obostrzenia dotyczące zawartości niektórych składników (np. cukru), wielkości opakowania, formy podania itp. Produktów, które nie znajdą się w ostatecznej wersji wykazu, nie będzie można sprzedawać na terenie szkoły.

W omawianym dokumencie Ministerstwo Zdrowia wymienia podmioty, na które bezpośrednio wpłynie wejście rozporządzenia w życie i ocenia, jakie będą tego skutki. Jedyną grupą, której wielkość nie została dokładnie określona przez ministerstwo ze względu na brak danych, są podmioty prowadzące sprzedaż środków spożywczych lub działalność w zakresie zbiorowego żywienia dzieci i młodzieży. Oddziaływanie projektu na tę akurat grupę opisane zostało jedynie jako: „Zmiana asortymentu sprzedawanej żywności (…), dostosowanie żywienia zbiorowego w jednostkach systemu oświaty do wymagań zaprezentowanych w załączniku (…) do rozporządzenia”. Ministerstwo nie podjęło się ocenienia, na jak wysokie straty narażeni zostaną producenci żywności, którzy w myśl nowych przepisów zostaną zmuszeni do wycofania swojej oferty ze szkół, bądź do natychmiastowego zainwestowania w zmianę receptur produktów.

Ta właśnie grupa – ludzi prowadzących swoje małe biznesy, często od wielu lat, jest zagrożona utratą pracy. W ocenie mikroprzedsiębiorców, którymi są zwykle właściciele sklepików szkolnych, wymogi na nich nałożone są tak restrykcyjne, że opłacalność tej działalności staje pod znakiem zapytania.

– Projektodawcy nie liczą się zupełnie z nami, maluczkimi. Po tej zmianie pracę w Płocku straci kilkadziesiąt osób, bowiem sklepiki szkolne wiążą się z całą gamą branży spożywczej. Kto w szkole zarobi na ZUS, podatek oraz czynsz, mając jako asortyment wodę, warzywa i owoce? – mówią załamani sklepikarze.

Właściciele sklepików mają żal, że nikt nie wziął pod uwagę, jak rozporządzenie wpłynie na ich małe biznesy. Wskazują, że zapisy w nim zawarte są niespójne, zbyt restrykcyjne i miejscami nielogiczne, np. kanapki muszą być przyrządzone wyłącznie na bazie mąki pełnoziarnistej lub razowej, ale pieczywo można będzie smarować margarynami, a przecież powszechnie wiadomo, iż są to tłuszcze niezdrowe. Mleko można zastępować napojem z soi, która jest jedną z podstawowych roślin modyfikowanych laboratoryjnie. Napoje i soki – całkowicie bez cukru można będzie sprzedawać w opakowaniach nie większych niż 330 ml.

– Dyrektorzy szkół będą zobligowani do udostępnienia na terenie placówek specjalnych poidełek z wodą, kto będzie kupował wodę, która w szkole dostępna jest za darmo? – bezradnie pytają właściciele sklepików.

– Ponieważ sklepik, mający asortyment zgodny z rozporządzeniem nie zarobi na siebie, zarobią pizzerie, których pracownicy od dawna sprzedają w szkołach na tzw. zamówienie telefoniczne pizzę, a także okoliczne sklepy, oferujące m.in. colę i energetyki. Czy wybiegające ze szkoły po przekąskę i spieszące się dziecko jest bezpieczne? Czy nie lepiej byłoby, by dziecko miało rozsądnie wybraną przekąskę na miejscu w szkole? My nie jesteśmy przeciwko zdrowemu jedzeniu w szkole, zachowajmy jednak w tym wszystkim rozsądek – mówi jeden z płockich mikroprzedsiębiorców, prowadzących szkolny sklepik od dobrych kilku lat.

Również przedstawiciele konfederacji Lewiatan powątpiewają w słuszność wprowadzanych, restrykcyjnych ograniczeń.

– Niestety, wstępna ocena projektu prowadzi do konstatacji, że proponowane rozwiązania w żaden sposób nie wpłyną na zmianę nawyków żywieniowych. Doprowadzą co najwyżej do tego, że prowadzący sklepiki będą musieli je zamknąć, ponieważ nie będą w stanie sprostać wymaganiom. Kolejny raz projekt, wychodzący z ministerstwa zdrowia pomija aspekt gospodarczy prowadzonej działalności, która w tym wypadku przestanie być opłacalna. Dzieci będą zatem musiały przynosić jedzenie z domu, albo wychodzić poza teren szkoły. Oczywiście, nie można negować chęci zmian przyzwyczajeń żywieniowych Polaków i próbę wskazania na właściwy sposób odżywiania. Należy jednakże pamiętać, że nawet najszczytniejsze cele mogą być zaprzepaszczone, jeżeli nie będą mieć szans realizacji – mówi dr Dobrawa Biadun, ekspertka Konfederacji Lewiatan.




Lewiatan zauważa, że w projekcie rozporządzenia wprowadzono różnego rodzaju przeliczniki, które nie są znane sprzedawcom. Jak przedsiębiorca będzie w stanie wykazać, że w kanapce jest wędlina o zawartości tłuszczu nie większej niż 10 g na 100 g produktu? – pytają przedstawiciele Lewiatana. Ich zdaniem, zupełnie niezrozumiałe jest również wprowadzenie możliwości sprzedaży napojów wyłącznie w opakowaniach nie większych niż 330 ml. Zastanawiają się, dlaczego dzieci „nie mogą pić więcej” i pytają: „czyżby soki owocowe były aż tak szkodliwe?”. Wyrażają też wątpliwość, czy sklepiki szkolne utrzymają się ze sprzedaży owoców i warzyw, skoro większość szkół uczestniczy w programie rządowym „Owoce i warzywa w szkole”.

– Sklepiki szkolne nie mogą zastępować stołówki. Czytając projekt odnoszę natomiast wrażenie, że projektodawcy chcą ze sklepików zrobić „bufety”. A chyba celem sklepiku nie jest zastąpienie stołówki szkolnej? Projektodawcy zupełnie zapominają, że sklepiki szkolne, we współpracy z radami rodziców, w ostatnich latach przeszły pozytywną metamorfozę. W zdecydowanej większości tych punktów chipsy i gazowane napoje zastąpiły chrupki kukurydziane, batoniki zbożowe, płatki, soki, woda i kanapki. Producenci słodyczy zadbali o to, aby sztuczne barwniki zastąpiły naturalne, a porcje proponowane dzieciom do sprzedaży były mniejsze. W sprzedaży pojawiły się produkty zbożowe, ekologiczne i niskokaloryczne – dodaje dr Dobrawa Biadun, ekspertka Konfederacji Lewiatan.

Polska organizacja biznesowa zauważa, że autorzy projektu zupełnie nie uwzględniają wpływu proponowanej regulacji na mikroprzedsiębiorców, jakimi są sprzedawcy, ajenci oraz dostawcy żywności do tych placówek.

To najczęściej rodzinne przedsiębiorstwa, które nie będą w stanie podołać ekonomicznie nowym wymaganiom. A proponowane w projekcie produkty są dużo droższe i nie każdego będzie stać na ich zakup. Poprzez całkowitą eliminację cukru musimy wycofać ze sprzedaży np. soki popularnych marek, gumy do żucia, drożdżówki, andruty. Z towarów, które oferowałem zostanie mi 10-12%, to zbyt mało, żeby się utrzymać – mówi jeden z płockich właścicieli sklepików.

Piotr Sikora z płockiego Sanepidu rozumie sytuację właścicieli sklepików szkolnych, ale zasadność rozporządzenia tłumaczy ogólną ideą przyjętą przez ministerstwo.

– Zasadniczym celem projektu rozporządzenia Ministra Zdrowia jest wzmocnienie ochrony zdrowia dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym poprzez ograniczenie dostępu na terenie przedszkoli, szkół i placówek opiekuńczo-wychowawczych do środków spożywczych zawierających znaczne ilości składników niezalecanych dla ich rozwoju, powodujących choroby cywilizacyjne, np. otyłość. Producent musi znakować produkt informacjami z podaną wartością odżywczą, a właściciel sklepiku jest zobligowany do posiadania tych danych – na tym opierać się będą nasze kontrole. Ponadto, to dyrektor szkoły również sprawuje kontrolę nad sklepikami, ustala szczegółową listę produktów. Jestem świadomy tego, że uczniowie mogą kupować śmieciowe jedzenie gdzie indziej. Ale zamysł jest taki, że na terenie szkoły tych produktów nie będzie, szkoła ma propagować pozytywne wzorce – mówi przedstawiciel Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Płocku.

Za niestosowanie się do postanowień rozporządzenia mają grozić wysokie grzywny od 1 tys. do nawet 5 tys. złotych. Początkowo, założenie było takie, by odpowiedzialność ponosił organ prowadzący szkołę, czyli dyrektor, potem jednak zostało to zmienione. W tej chwili na karę narażony jest tylko przedsiębiorca.

– Dyrektorzy szkół też się boją – zdradzają właściciele sklepików. – Nie orientują się dobrze w gąszczu nowych regulacji i wolą, nawet nie próbując, nie wznowić z nami umowy i mieć problem z głowy. A to rzuca nas na bezrobocie. Podejmujemy interwencje u polityków, ale jak na razie to nic nie daje. Część z nas sama się wycofała, inni szukają nowego zajęcia, my jeszcze walczymy, ale nie wiadomo czy wrzesień nie okaże się dla nas ostatnim miesiącem naszej działalności – mówią rozżaleni właściciele płockich sklepików.

Wygląda więc na to, że sklepiki mogą zupełnie zniknąć ze szkół, a mikroprzedsiębiorcy stracić, często jedyne, źródło dochodu. Ale głosy, że nie tędy droga, rozlegają się głośnym echem. Wybrano „mniejsze zło”? Czas pokaże.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Komentarze 3

  1. wawa says:

    Już od dawna sklepiki to nie chemia. Młodzież kupowała kanapkę, drożdżówkę i do tego sok tarczyna lub kubusia. Teraz pozostaną woda i soki przecierowe na które nie stać uczniów. Nic nie mieści się w normach. Niestety sklepiki nie utrzymają się z samych kanapek i upadną. Gdzie wtedy uczniowie kupią śniadanie? W dyskoncie z logiem owada. Zamiast dobrej kanapki i soku. Wątpliwej jakości drożdżówkę i napój. Na stacji paliw przy szkole kupią hit doga bo kanapki w szkole nie będzie sklepiku. U nas był zawsze świeży wypiek bez konserwantów. Szkoły stracą od kilku do kilkunastu tyś rocznie z najmu. Pieniądze na naprawy, remonty i zakup sprzętu. Tak mieliśmy realną kontrolę nad tym co jedzą teraz ją stracimy bo zakupy będą odbywały się po za nią

  2. Simon says:

    Momentalnie dzieciaki przerzuca się na fastfoody ze stacji paliw albo pobliskich żabek czy coś.

  3. asdasdas says:

    I tak wszyscy będą uciekać ze szkół do osiedlowych sklepów ;) Zadziałać to może co najwyżej w tej podstawówce

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU