– Ludzie nadal pracują w naszej firmie, a zakład nadal funkcjonuje – poinformował nas Andrzej Suchecki, prezes byłej stoczni rzecznej.
Temat płockiego Centromostu powraca jak bumerang. Od wiosny sprawy związane z kłopotami firmy jakby przycichły. Ale nie tak dawno przeczytaliśmy: „Postanowieniem z dnia 19 sierpnia 2014 r. w sprawie o sygn. akt V GU 21/14 Sąd Rejonowy w Płocku, V Wydział Gospodarczy, zatwierdził układ upadłego „CENTROMOST – STOCZNIA RZECZNA w Płocku” Spółki z ograniczoną odpowiedzialnością(…) z wierzycielami zawarty na wstępnym Zgromadzeniu Wierzycieli w dniu 6 sierpnia 2014 r.(…)”.
Upadłość, według szarego Polaka oznacza jedno, że firma przestaje istnieć. A ponieważ sprawą zajmowaliśmy się od początku, postanowiliśmy kontynuować temat w trosce o los pracowników byłej stoczni rzecznej. W rozmowie z prezesem firmy usłyszeliśmy: – Upadłość to dość niefortunne sformułowanie i źle się kojarzy, ale w przypadku naszej firmy oznacza działania naprawcze. Wierzyciele dali nam 3 lata i myślę, że ten czas wykorzystamy na to, aby Centromost wyszedł na prostą – tłumaczył.
W tej chwili w firmie jest zatrudnionych około 100 osób. Duża część załogi kiedy firma zaczęła mieć problemy, czyli od sierpnia 2013 roku, zmieniła miejsce pracy, opuszczając Centromost.
– Koledzy pracują po Polsce w różnych firmach, są też tacy, co wyjechali za granicę – poinformował nas były pracownik firmy. – Czekaliśmy ile się dało, aby firma normalnie zaczęła funkcjonować, ale nie dało rady, głównie chodziło o nieterminowe wypłaty, takie „cykanie” po parę groszy męczyło najbardziej. I ta niepewność co będzie jutro, zresztą sama pani wie jak było. Szkoda mi było odchodzić, bo pracowałem kupę lat, miałem blisko do pracy, a teraz mam ponad 200 kilometrów do domu – kończył smutno.
Była stocznia rzeczna to firma z tradycjami, której w okresach świetności nieźle się powodziło. A płocki Centromost zatrudniał 230 pracowników, którzy mieli co robić, ponieważ kontrakty podpisywane przez zarząd były intratne i przynosiły zyski. Pracownicy byli zadowoleni, bo mieli stałą pracę i zarabiali na spokojne życie swoich rodzin. W tej chwili na „pokładzie” zostało niewiele ponad stu pracowników. Ale jeżeli sugerować się słowami prezesa, może opłaciło się zostać i trwać przy Centromoście. Bo przecież tylko nadzieja umiera ostatnia, a zarząd firmy stara się jak może, pomimo kryzysu przedsiębiorstwa, aby utrzymać miejsca pracy i wyjść z problemów z podniesioną głową