REKLAMA

REKLAMA

Carrie, czyli horror nie do końca straszny

REKLAMA

Do kin sieci Helios trafił „Carrie”, remake filmu Briana De Palmy z 1976 roku. Twórcy obiecali uwspółcześnienie znanej historii, a kobiece oko Kimberly Peirce (reżyserki znanej m.in. z „Nie czas na łzy”) miało nadać adaptacji prozy Stephana Kinga kobiecego sznytu. Czy tak się stało? Nie do końca…

Przeczytajrównież

Film przedstawia historię Carrie White – zakompleksionej blondynki, wychowywanej przez samotną, obłąkaną matkę. Dziewczyna jest prześladowana w szkole. Rówieśnicy widzą w niej odmieńca, który nie pasuje do reszty. Carrie jest jednak wyjątkowa. Nastolatka dysponuje bowiem telekinetycznymi mocami, które postanawia wykorzystać podczas balu maturalnego. Carrie bierze krwawy odwet na tych, którzy przez lata ją wyśmiewali.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

„Carrie” to adaptacja książki Stephena Kinga i remake filmu z 1978 roku. Zwiastuny promujące film wszystkim fanom horroru przysporzyły sporego apetytu. Zgodnie z nimi, obraz miał być straszny, krwawy z paranormalnymi zdolnościami w roli głównej. W sali kinowej miał więc królować krzyk – tak jednak nie było. Co dostajemy w zamian?

Kimberly Peirce, zgodnie z obietnicą, uwspółcześniła obraz. W filmie, który w wielu momentach odbiega od pierwowzoru, pojawiły się elementy znane z XXI wieku – kompromitujące filmiki, które trafiają do sieci czy konta na portalach społecznościach. Widać też kobiecą dłoń czuwającą nad całością – tematem przewodnim obrazu stało się bowiem dojrzewanie bohaterki. Peirce doskonale oddała trudy dorastania, czyniąc z Carrie postać niezwykle żywą, zmagającą się z brakiem tolerancji, nadopiekuńczością matki i jej fanatyzmem religijnym. Peirce genialnie pokazała też metamorfozę bohaterki, która z szarej myszki, zamienia się w pięknego, acz rządnego krwi potwora.




Niestety, plusy produkcji giną w natłoku wad, a konkretnie z jednym zarzutem, w zasadzie dyskwalifikującym ten film jako horror. W „Carrie” brakuje grozy. Nie ma tu niepokoju i napięcia, wciskającego widza w fotel. Sceny są oczywiste, a fabuła, choć z pozoru ciekawie poprowadzona, przepełniona jest niedokończonymi wątkami. W rezultacie cały film wydaje się nazbyt oczywisty i schematyczny.

Na rekompensatę trzeba czekać do końcowej sceny filmu. Bal maturalny, w którym Carrie budzi swoje demoniczne oblicze, to prawdziwa uczta dla oczu. Genialna charakteryzacja, towarzyszące temu efekty specjalne i wszechogarniająca Apokalipsa, tworzona przez moce tytułowej bohaterki, sprawiają niesamowite wrażenie. Ale i w tej scenie zdarzyła się łyżka dziegciu, w postaci odgrywającej postać Carrie, Chloe Moretz. Aktorka, znana m.in. z Kick Ass, przeplata świetne, naturalne i przepełnione mrokiem sceny, śmiesznymi i żenującymi, a w finale opowieści przypomina bardziej napawającą się umiejętnościami Bellę ze „Zmierzchu”, niż psychopatyczną morderczynię.

Carrie to obraz przeciętny. Kimberly Peirce wyreżyserowała film bez wyrazu i klimatu, któremu bliżej do wspomnianego już Zmierzchu, niż pierwowzoru. Carrie to nie horror, a film o dojrzewaniu z super mocami i krwawym, świetnym finałem. Jeśli więc po tej próbie adaptacji książki Kinga spodziewasz się konkretnej dawki strachu uprzedzam: z kina wyjdziesz zawiedziony.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU