REKLAMA

REKLAMA

Był taki dzwon!

REKLAMA

Przeczytajrównież

Wieża, w której mieści się dzwonnica, zbudowana została razem z zamkiem ok. 1360 r. za Kazimierza Wielkiego. Dzwony katedralne przeniesione zostały do niej w 1492 r. i wtedy prawdopodobnie został zamontowany zegar toruńskiego zegarmistrza Fabiana Papelborna.
Od tamtej pory wieża ta jest zwana wieżą zegarową. Właśnie w niej (dzwonnicy), według wizytacji kanonicznych z 1741 i 1774 r., zawsze znajdowało się sześć dzwonów, o czym pisze arcybiskup J. A. Nowowiejski w monografii historycznej Płocka. Pierwszy dzwon – najważniejszy, a zarazem i największy – nosił nazwę św. Zygmunta (patrona naszego miasta) i jemu chcę poświęcić ten artykuł.

W dzwon ten uderzano według statusów kapitulnych na uroczystości kościelne, Chrystusa Pana, N.M.P, patronów i apostołów oraz śmierć osób duchownych. Po dzwonieniu wieczornym na Anioł Pański, uderzano dziewięć razy sercem w odstępach jednominutowych, na pamiątkę poległych pod Warną w 1444 r., o czym pisał w swych wierszach Władysław Broniewski:

„Dzwon za poległych pod Warną
bił dziewięć razy.
Królowi się zmarło,
Wojsku się zmarło,
a dzwon bił dziewięć razy
o zmierzchu.
Tak działo się setki lat,
słyszeliśmy to ja i mój dziad,
pod kasztanami za Tumem.
Braliśmy zmierzch do ręki,
jak świętojański kwiat.
A dzwon płynął olbrzymią chmurą,
górą,
dziewięć razy
i setki lat.
Czegóż nas nauczyły wieki,
wsłuchanych w dźwięk daleki?
Trwać!
jak pod Warną
i żeby tutaj się zmarło”.

Dzwon z XV wieku zastąpił inny, przelany w Gdańsku w XVII w., a w 1894 r. w Płocku, za biskupa Nowodworskiego, został znów przelany i trwał aż do 22 maja 1918 r. Wtedy to Niemcy dopuścili się rabunku dzwonów, o czym pisze w swych pamiętnikach pani Maria Macieszyna, nauczycielka i publicystka, która zapisała się złotymi głoskami w kartach historii naszego miasta. Oto fragmenty z jej pamiętnika:

„22-go maja 1918 r. w południe rozeszła się wieść, że Niemcy zabierają dzwony katedralne. Wyszłam zobaczyć co się dzieje. Przed dzwonnicą i na końcu wszystkich dróg i ulic ku niej wiodących stali żołnierze z karabinami, nikogo do dzwonnicy nie dopuszczając. Po Rynku Kanonicznym, około katedry i po Tumskiej górze chodzili ludzie, zbierając się w gromadki. Szczególniej dużo było dzieci. Słychać było uderzenia i jęki rozbijanych dzwonów. Ludzie patrzyli na wieżę, w której się coś strasznego i niesłychanego działo. Do wieży wpadali kolejno żołnierze, to z piłą, to z postronkami. Zdawało się że dzwon żyje, że zadają mu jakieś okropne męki, a on jęczy, skarży się i wzywa pomocy. Nie wiem, czy gdzie dzwon jaki był tak kochany i czczony, jak nasz „Zygmunt”. Gdy rozległ się jego uroczysty głos w niedzielę lub święto, każdy słuchał ze wzruszeniem i powagą. „Zygmunt! Zygmunt!” mówiono, radując się jego dźwiękiem. Wieczorem o zmroku, gdy wydzwaniał 9 uderzeń za poległych pod Warną, zdawało się, że nie można zakończyć dnia tego bez tego uroczystego wezwania do uczczenia rycerzy z przed pięciu wieków. „Zygmunt” był taką świętością, że wszyscy łudzili się, iż Niemcy nie będą śmieli targnąć się na niego. Nawet dzieci ze szkółek elementarnych, które mieszczą się chwilowo u stóp wieży w dawnym gmachu pobenedyktyńskim, biegając niespokojnie, jak mrówki, wznosząc główki, w górę wołały, jak do kogoś żywego: „Zygmunt, Zygmunt! nie daj się!”. Czekały pełne wiary, że Zygmunt uczyni coś takiego cudownego, co go ocali. I duchowieństwo nic nie wskórało. Na wszelkie przełożenia mówili Niemcy: „Właśnie Zygmunt. Metal jest najlepszy!”…

Na świecie jakby wszystko poszarzało. Zieleń majowa przywiędła, słońce pociemniało, ludzie byli jacyś szarzy, nie było słychać ani ich kroków, ani ich głosów, tylko te jęki z mroków wieży wychodzące. O Zygmuncie! Czyż to naprawdę ostatnie twe dźwięki? Czy nigdy, już nigdy nie przemówisz do nas?…

Nad wieczorem z okna wieżowego wyrzucono część dzwonu na bruk. Zalśnił jak srebro i padł z hukiem, aż kamienie wyskoczyły w górę na wzrost człowieka, a ziemia wzbiła się słupem pyłu. Jak iskry doskoczyły drobne odłamki dzwona na wszystkie strony. Za chwilę padła druga część. Zewsząd zbiegła się ciżba ludzi do tych poświęconych szczątków. Każdy, kto mógł, chwytał odpryski dzwonu: jedni jako zbożną pamiątkę inni – handel sobie z nich czyniąc. Służąca pewna miała kawałek wielkości śliwki. Dawali jej zań niemało marek, ale dziewczyna nie chciała sprzedać. Postanowiła przechować go i oddać, gdy nowy dzwon lać będą, aby w nim znalazło się choć kawałek Zygmunta…

Są i czyny bohaterskie, które z podziwem jedni drugim opowiadają. Bohaterami są mali chłopcy. Oto 20 z nich zakradło się przez ogród biskupi do wieży, podczas gdy inne dzieciaki sprzeciwiały się stojącemu na warcie u wrót żołnierzowi. Już po nie w czasie straż zmiarkowała, co się stało. Biegną Niemcy szukać chłopców – nie ma ich ani śladu, bo chłopaki znają wszystkie lochy i skrytki starej wieży. Ściągnęli Niemcom z pod rąk kawał dzwonu i ukryli go w piwnicy, o której nikt nie wie.

Albo znów: 6 chłopców zakradli się na wieżę, chwycili ucho od dzwonu tak wielkie, że ledwie udźwignąć go mogli. Zanim Niemcy się spostrzegli, uciekli z „uchem” i ukryli go dobrze. Będzie do nowego dzwonu.




Przejdą lata – z dzieci tych ludzie wyrosną. Ale dzień kiedy Niemcy dzwony zabierali, utkwi niezatartym śladem w ich pamięci. O dniu tym opowiadać będą dzieciom, wnukom.

Tak pamięć o krzywdach doznanych przechodzi z jednego pokolenia na drugie”.

We wrześniu 1922 r. miasto usłyszało dźwięk nowych dzwonów, dzięki ofiarności i hojności społeczeństwa naszego grodu. Ofiary na nowe dzwony katedralne składały osoby prywatne, stowarzyszenia oraz młodzież akademicka, która nie była obojętna wobec historii tego miasta.

I tak klasa 4. szkoły ćwiczeń przy seminarium nauczycielskim ofiarowała 3500 marek. Kurs III-go Seminarium Nauczycielskiego Męskiego 2450 marek. Młodzież parafii Andrzejewskiej ofiarowała 8500 mk. Stowarzyszenie młodzieży polskiej w Skołatowie 5100 mk. Stowarzyszenie młodzieży z Chociszewa 5200 mk. Młodzież parafii Żałe 8400 mk.

To tylko kilka przykładów i nie sposób wymienić je wszystkie, ponieważ lista jest bardzo długa. Nie bez powodu naświetlam postawę młodzieży w tamtych czasach, bo to do młodzieży akademickiej i nie tylko kieruję apel o ufundowanie nowego dzwonu „św. Zygmunta”, który w 1941 roku wraz z innymi dzwonami Niemcy przetopili na armaty, a którego do dnia dzisiejszego nie ma. Osobiście czułbym się zaszczycony, gdyby młodzież zaprosiła moją skromną osobę do współpracy, abym mógł choć minimalną cząstkę wkładu wnieść w to przedsięwzięcie i w ten sposób zapisać się w kartach historii naszego miasta.

Na dzwonnicy znajduje się dzisiaj pięć dzwonów:

  1. św. Stanisława o wadze 700 kg
  2. św. Jakuba, którego rodzicami chrzestnymi są Kornelia Ditman i Drętkiewicz, ufundowało go miasto Darmsztad
  3. św. Faustyna o wadze 220 kg, rodzicami chrzestnymi są pan Janczewski z żoną oraz pan Konrad Jaskóła z żoną
  4. św. Stanisława Kostki o wadze 280 kg, rodzicami chrzestnymi są H. Gronkiewicz Walz z mężem oraz państwo Weneda i Józef Gutowscy
  5. Bezimienny o wadze 120 kg.

Rajmund Klaus

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU