I znów trzeba się spieszyć i nie daj Boże, przegapić. Oto w Płockiej Galerii Sztuki tylko do 19 listopada zagościła wystawa „Bruno Schulz – artysta nienazwany” będąca reekspozycją części kolekcji, która do tej pory była prezentowana w Muzeum Mazowieckim w Płocku.
Mamy tu wciąż do czynienia z grafikami Schulza, a ponadto w poczet artystów „zarażonych” jego wizją świata, swymi pracami w poszerzonej kompilacji wpisuje się niekwestionowany panteon współczesnego malarstwa polskiego.
Admiratorzy spuścizny wizjonera z Drohobycza twierdzą, że w ogóle wszelką twórczość można odnaleźć jedynie pomiędzy dwoma punktami… tym, w którym rozpoczyna się i tym, w którym kończy się Bruno Schulz!
Co sprawia, że ten artysta, po którym pozostało relatywnie niewiele z jego dorobku, cieszy się taką, wciąż nie słabnącą estymą? Jedną z odpowiedzi może być pewnie jego głęboki humanizm polegający na pogodzeniu się z takim stanem rzeczy, że człowiek nie jest bynajmniej bytem idealnym, ma swoje słabości, skazy, ułomności, a czasem nawet z premedytacją pada na kolana, by eksplorować swą „ciemną” stronę. Może właśnie dlatego, aby lepiej poznać istotę swej natury?
Z twórczości plastycznej Bruna Schulza do naszych czasów pozostało niewiele: grafiki z cyklu „Xięga bałwochwalcza” powstałe w latach 1920-22, rysunki piórkiem, ołówkiem i kredką, obraz olejny „Spotkanie. Żydowski młodzieniec i dwie kobiety w zaułku miejskim” z 1920 roku, portrety i autoportrety, a także projekty okładek i ilustracji do własnych opowiadań.
To właśnie wczesne grafiki z „Xięgi bałwochwalczej” Bruna Schulza eksponowane tym razem w naszej Galerii są przyczynkiem do refleksji nad fenomenem schulzowskiego świata. Sceny damsko-męskie zatopione w mrocznym klimacie prowincjonalnego Drohobycza stają się zapisem erotycznych – sadomasochistycznych i fetyszystycznych obsesji i udręk ich autora, który poprzez auto wiwisekcję charakteryzuje istotę naszej egzystencji, być może dopiero poprzez nasze słabości stajemy się ludźmi.
Kobiety z grafik Schulza są obiektami z innej planety – idealne, doskonale piękne, efemeryczne, a jednocześnie władcze. Diametralnie inaczej artysta przedstawił mężczyzn, którzy przyjmują nienaturalnie poskręcane, poniżające pozy, podporządkowani i ulegli oddają się bez jakiegokolwiek sprzeciwu damskiej hegemonii. Nie ma tu jednak większego znaczenia warstwa narracyjna, bowiem grafiki poprzez swą ekspresję prowokują widza do uwolnienia własnych emocji.
Jednakże wystawa w Galerii prezentuje nie tylko kultowe grafiki, bowiem dialog na temat twórczości Schulza został wzbogacony o szereg prac niekwestionowanych znakomitości z samego panteonu polskiej sztuki, zainspirowanych koncepcją drohobyckiego epicentryzmu. Co zatem na nas czeka?
Genialne, wizjonerskie obrazy Franciszka Starowieyskiego, syntetycznie doskonałe rysunki Tadeusza Kantora, pogrążone w atmosferze nostalgii prace Edwarda Dwurnika, senne wizje nakreślone ręką Rafała Olbińskiego, genialne fotogramy Ryszarda Horowitza, wstrząsające swą wymową instalacje Jerzego Kaliny, czy też zatopione w koktajlu groteski i pure nonsense’u rysunki Rolanda Topora oraz wiele innych. W Galerii Kreski natomiast spotkamy towarzystwo o dość niekonwencjonalnej powierzchowności – figury ze scenografii spektaklu „Dybuk czyli Demon z Marianpola” Janusza Wiśniewskiego z Teatru Powszechnego w Radomiu.
Tak spektakularny sukces wystawienniczy zrodził się dzięki zaangażowaniu nie tylko pracowników Galerii; do projektu włączyła się Fundacja Republika Marzeń, a patronatem wystawę objęli: Wicepremier i Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotr Gliński i Marszałek Województwa Mazowieckiego Piotr Struzik. Z tego też pewnie względu w środowe popołudnie Płocka Galeria Sztuki gościła premiera Piotra Glińskiego w swych progach, który z dużym zainteresowaniem zapoznał się z prezentowaną kolekcją.
W poniedziałek 19 listopada o godzinie 18 przewidziano uroczysty finisaż wystawy.