W sobotnie popołudnie NoveKino Przedwiośnie zaprosiło na specjalny pokaz filmu „Atak paniki”, podczas którego widzowie mieli okazję porozmawiać z reżyserem, aktorami, scenarzystami i producentem. Na pytania odpowiadał również odpowiedzialny za muzykę Radzimir Dębski, którego widzieliśmy tylko… głowę.
Spotkanie rozpoczęło się od krótkiego przedstawienia przybyłych gości – reżysera Pawła Maślony, Jana Kwiecińskiego – producenta, aktorki i scenarzystki Aleksandry Pisuli oraz aktora i scenarzysty Bartłomieja Kotschedoffa.
O czym opowiada „Atak paniki”? W skrócie – to wiele wątków, splatających się całość, sytuacje, które mogą przydarzyć się nam, naszym sąsiadom czy znajomym. Codzienne, a jednocześnie wyjątkowe. Nie będziemy zdradzać zbyt wiele, przyznamy jedno – film robi wrażenie, umiejętnie splatając humor z tragizmem sytuacji.
Po emisji produkcji rozpoczęła się rozmowa z twórcami. Jak doszło do powstania „Ataku paniki”? – Będąc jeszcze na roku dyplomowym wraz z Olą Pisulą wpadliśmy na pomysł, żeby stworzyć scenariusz do filmu, który marzyłoby nam się zobaczyć – rozpoczął Bartłomiej Kotschedoff. Jak wyjaśniał, miało to być kilka historii, dziejących się we Włoszech podczas kryzysu śmieciowego. Szukali reżysera, który pomógłby im stworzyć tę produkcję i tak trafili najpierw na Pawła Maślona, a później dołączył producent Jan Kwieciński.
Musieli jednak zweryfikować swoje pierwotne plany. Problemem, jak to bywa, były pieniądze. Przez dwa lata próbowali znaleźć dofinansowanie. W końcu Polski Instytut Sztuki Filmowej był gotowy zainwestować w produkcję, pod warunkiem jednak, że akcja będzie działa się w Warszawie, a nie we Włoszech. Rozpoczęli więc żmudne przekształcanie wymyślonych historii na rzeczywistość polską. Tytuł zaś zaczerpnięto z niezrealizowanej etiudy reżysera, który jednocześnie uporządkował motyw przewodni produkcji.
Realizacja trwała jedynie 23 dni planu zdjęciowego. Czy zdarzyły się podczas nich jakieś śmieszne historie? – Nie wiem, czy to było śmieszne, ale w trakcie zdjęć spadłem ze schodów i złamałem nogę oraz rękę w nadgarstku – powiedział Bartłomiej Kotschedoff. – Podczas gry ściągali mi gips, a później musieli zakładać go na nowo – przyznał aktor. Producent natomiast opowiedział, jak po ustawieniu terminów i ekipy na plan zdjęciowy, scenarzyści stwierdzili, że scenariusz nie jest jeszcze gotowy… Musieli wszystko odwołać i na plan wrócili pół roku później.
Paweł Maślona wspominał trudności we współpracy z młodymi aktorami (- Nie lubię pracować z dziećmi – stwierdził), ale jak przyznał, dużo gorsza była praca ze zwierzętami. – Robiły dokładnie wszystko to, czego robić nie powinny – mówił, wywołując śmiech na widowni.
Ola Pisula zagrała niełatwą rolę dziewczyny, która uprawia prostytucję przez internet. Co było najtrudniejsze we wcieleniu się w tą postać? – Pierwszy raz ktoś zadał mi to pytanie, bo zawsze wszyscy się wstydzą – przyznała aktorka. – Sceny nagości zawsze jakość oddziałują na publiczność i na pewno nie jest to proste do zrealizowania dla aktora. Ja miałam ten komfort na planie, że zostawałam tylko z reżyserem i operatorem na planie. Nie było to proste, ale też nie czułam, żeby moje prawa zostały w tym pogwałcone – tłumaczyła. Dodała, że w tej roli najistotniejsza była dla niej samotność bohaterki, która prywatnie również wywołuje w niej strach.
Z publiczności padło też pytanie o podobieństwo „Ataku paniki” do produkcji „Dzikie historie”. – To w ogóle było tak, że my najpierw zobaczyliśmy „Dzikie historie”, a później uznaliśmy, że świetnie byłoby zrobić dokładnie taki sam film. Po co się męczyć, wystarczy go przepisać i zrobić dokładnie tak samo – żartobliwie odpowiedział Bartłomiej Kotschedoff. Reżyser już na poważnie wyjaśniał natomiast, że te dwie produkcje są inne, a jedyne co może być uznane za podobne, to że i w tamtej produkcji jest samolot oraz wesele.
Na spotkaniu pierwotnie miał pojawić się również Radzimir Dębski, który zajmował się muzyczną oprawą filmu, ale ze względu na próby nie mógł pojawić się w Płocku. Publiczność miała jednak okazję zarówno porozmawiać, jak i podyskutować z kompozytorem przez FaceTime w smartfonie producenta. Radzimir Dębski opowiedział m.in. o imprezie techno, podczas której promowano soundtrack z filmu.
– Był to w sumie niefortunny żart, który rzuciliśmy na konferencji prasowej w Gdyni, natomiast przez to, że ten pomysł był tak zły, uznaliśmy, że właśnie dlatego jest wspaniały i powinniśmy to zrobić. Urzekła nas własna historia – żartował.
Czy podczas kręcenia filmu lub też później, twórcy filmu mieli swój własny atak paniki? – Nie miałem w trakcie kręcenia ataku paniki, miałem za to przed i po – przyznał reżyser. – W swoim życiu miałem kilka ataków paniki, ale nie w trakcie kręcenia, bo tam jest bardzo dużo adrenaliny i wymaga to dużego skupienia. Atak paniki złapał mnie natomiast już po wszystkim – zdradził. Aktorzy natomiast stwierdzili żartobliwie, że ataki paniki zaczęły się u nich po rozpoczęciu współpracy przy produkcji, a skończyły się po jej zakończeniu…
My natomiast podsumujemy, że film oddaje poczucie humoru i sposób spojrzenia na świat całej trójki scenarzystów. Jest szczery, normalny i mówiący wprost o trudnych rzeczach i problemach.
https://www.youtube.com/watch?v=O3_l49bMRh8