REKLAMA

REKLAMA

Aleksandra Milczarek od kuchni: Gotuję od okazji do okazji

REKLAMA

Przeczytajrównież

Dlaczego suszone pomidory to świetny dodatek do sernika na zimno, a owsianka smakuje najlepiej o poranku? Odpowiedzi na te i inne pytania w kolejnym materiale z serii „Płocka Kuchnia”, w którym rozmawiamy z Aleksandrą Milczarek, dyrektor Młodzieżowego Centrum Kultury w Gostyninie.

Nasza dzisiejsza rozmówczyni to filolog polski z wykształcenia, związana od przeszło 12 lat z Młodzieżowym Centrum Kultury w Gostyninie (dawniej z tamtejszym Domem Kultury), gdzie pełni funkcję dyrektora.

– Opracowuję tamtejsze działania i w tym działaniu czuję się najlepiej – przekonuje w rozmowie z nami Aleksandra Milczarek. – Mniej oficjalnie, jednak wciąż na poważnie – papierożerca i nocny marek, ponad półtora metra sprzeczności – czasem w spodniach, to znów w sukience, bywałam elfem i tęczową wróżką, bo animację trzeba mieć we krwi. Co jeszcze?  Konferansjer, kociara i oddana fanka kawy oraz cytatów. Nieuleczalna gaduła – dodaje z uśmiechem na ustach.

Byłabym poważnym zagrożeniem dla Gordona Ramseya

Gdzie zatem w tej całej liście obowiązków, upodobań i zadań znajduje się kuchnia i gotowanie? Cóż, gdzieś tam są – i słowo „gdzieś” jest to jak najbardziej zasadne. – To są w zasadzie moje kulinarne przygody – śmieje się dyrektor MCK-u. – Gotuję od okazji do okazji, głównie dla przyjaciół. Na nich więc zrzucam winę, że zbyt rzadko bywają, abym była poważnym zagrożeniem dla Gordona Ramseya – żartuje.

Choć dłuższe wizyty naszej bohaterki w kuchni to bardziej epizody, nie oznacza to, że pani Ola nie gotuje w ogóle. Wręcz przeciwnie! – Klasyki pokroju kotleta schabowego spod mojej ręki trudno spróbować. Kocham za to kremowe zupy, makarony i wariacje na temat ciasta francuskiego, którymi uszczęśliwiam (a przynajmniej taką mam nadzieję) swoich gości – opowiada. – Czasem udaje mi się przeciągnąć kogoś na moją kulinarną stronę mocy, choć delikwent zapiera się, że to coś jest absolutnie nie w jego guście – mówi z powagą w głosie.

Takie próby jednak zwykle spełzają na niczym. Koronnym przykładem jest tu pewna historia z pomidorami suszonymi w roli głównej. – Moja przyjaciółka była zdeklarowaną przeciwniczką suszonych pomidorów. Zapomniałam o tym na śmierć. Nie było to trudne, bo ja je uwielbiam. Dla mnie suszone pomidory mogłyby stanowić dodatek nawet do sernika na zimno – śmieje się. – Tak więc zaplanowałam podać jej te nieszczęsne pomidory w roli głównej. Mina, kiedy usłyszała, że na wspólny obiad będzie „grany” makaron z kurczakiem w sosie śmietanowym z „suszerami” – bezcenna – dopowiada.

Skutek takiej niezaplanowanej niespodzianki okazał się jednak bardzo nieprzewidywalny.

– Nie mam w zwyczaju torturować ludzi kulinarnie czy w kuchni – tłumaczy dyrektor MCK-u w Gostyninie. – Gdyby przyznała szczerze, jak bardzo ich nie cierpi, zmieniłabym menu, jednak nie oponowała otwarcie, a w skrytości ducha. Zjadła jednak i…zakochała się! – opowiada w rozmowie z nami Milczarek.

Z patelniami jesteśmy za pan brat

W codziennym menu pani Aleksandry musi być smacznie, w kuchni zaś nie może zabraknąć… patelni. – Jestem z nimi za pan brat, a w czeluściach kuchennych szafek znaleźć można aż trzy, z czego dwie jeszcze z metką – śmieje się. – Nie lepiej rzecz ma się z garnkami – dodaje.

Jak przekonuje w rozmowie z nami szefowa Miejskiego Centrum Kultury w Gostyninie, arsenał kuchennego wyposażenia jest kompletny i czeka na kuchenne nawrócenie. – Na razie głównie używany jest rondelek do porannej owsianki – wyznaje z żalem. – Także coś gotuję, jednak głównie, by uchronić się od śmierci głodowej. Jako kuchenny leniuszek wybieram często zaprzyjaźnione kanapki na obiad, czy kolację – stwierdza.

Powód tego kuchennego lenistwa? Brak czasu – a przynajmniej to wersja oficjalna. Jest jednak także inna przyczyna.

– Prawdę powiedziawszy, brakuje mi kuchennej wiary w siebie i pewnej dozy luzu i fantazji w tej materii – wyznaje. – Jeśli mam przepis, to trzymam się go kurczowo. Jeśli na coś nie mam przepisu, to się za to nie biorę – mówi wprost.

Próby przełamania tej niechęci kulinarnej się pojawiały. Były także szczere chęci. – Uzupełniam otrzymany na gwiazdkę „przepiśnik”, bo „może kiedyś”, jednak obawiam się, że odbędzie się ono na „świętego nigdy” – śmieje się. – Poza tym, jak każda kobieta, jestem łasa na komplementy, także te kuchenne, a jako, że moja popisowa brokułowa krem nie doczekała się nawet degustacji domowników, o aplauzie nie wspomnę, to zastrajkowałam i już! – tłumaczy.

Byłam włoską Mammą

Choć – przez wrodzoną skromność – Aleksandra Milczarek nie nazywa siebie szefem kuchni, to bez wątpienia może określić się mianem degustatora. Szczególnie dań kuchni włoskiej.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

– W poprzednim wcieleniu byłam włoską Mammą – jestem o tym przekonana – żartuje dyrektor MCK-u. – Uwielbiam pasty na sto i jeden sposobów. Pizza, twarde sery, pomidory, oliwki, bazylia – to moje ulubione smaki – wymienia.

Kuchnia włoska, zdaniem pani Aleksandry, jest smaczna: intensywna i prosta zarazem. – Wystarczą dwa, trzy składniki, świeże zioła i poezja na talerzu gotowa – przekonuje. – Smaki ulubione, choć nieco może poza kuchenne, to kawy. Nie wyobrażam sobie dnia bez mlecznego cappuccino, czy stawiającego na baczność esspresso. Luvak jeszcze nie dostał się w moje ręce, ale miałam okazję delektować się prawdziwą włoską Lavazza Kafa – opowiada.

To smaki, które – jak zapewnia Milczarek – spodobają się wszystkim kawoszom – Polecam spróbować. A jeszcze w towarzystwie semifreddo tiramisu – tylko skosztować i skonać szczęśliwym – śmieje się.




Smaki włoskie są zatem tymi, po które nasza bohaterka sięga najczęściej. A co znajduje się na drugim końcu kulinarnego „naj”? – Taktykę „omijać szerokim łukiem” stosuję wobec owoców morza – wyznaje. – Ja wiem, że krewetki i inne ośmiornice dobrze przyrządzone mogą smakować wybornie, jednak nie mam chęci ich próbować – śmieje się. – Nie po drodze mi też z ostrościami z gatunku wasabi czy jalapenio. W kategorii deser na straty spisuję słony jogurt w odsłonie lodowej. Absolutnie nie moja bajka – dodaje.

Dzieciństwo to cudowne smaki wsi

Włoskie upodobania kulinarne pojawiły się jednak z czasem. Dzieciństwo szefowej MCK-u to nieco inne, bardziej swojskie smaki.

– Dzieciństwo to smaki wsi. Wspominam racuchy przygotowywane na babcinej kuchni kaflowej opalanej węglem, zupę z wiśni i z ręcznie zrobionym makaronem, marchewką, groszkiem ze swojego ogródka… – wymienia.

Kulinarne wspomnienia to także eksperymenty. – Babcia na takie zabawy w kuchni pozwalała. Mąka na podłodze i skrawki skorupki w biszkopcie były z czułością wyrozumiane. Moja ukochana Babcia była w kuchni moim totalnym przeciwieństwem – bez przepisu, na oko, z grubsza, a wszystko tak cudownie smakowało. Mimo wielu prób, trudno mi te smaki odtworzyć, zwłaszcza, że przepis, jak już mówiłam, był tam pojęciem mocno względnym – wyjaśnia Aleksandra Milczarek.

Codzienna kuchnia pani Oli jest szybka i prosta. – Makaron, pesto, ryż, warzywa – to króluje na codziennym stole – wymienia. – Sytuację domową ratuje też kuchennie kochana Mama, królowa zupy pomidorowej, dowożąc słoiki, wcale nie do Warszawy, a do Gostynina – śmieje się.

Polegam na sprawdzonych ścieżkach kulinarnych

Na co dzień ma być więc prosto, smacznie i zdrowo. A jak jest w podróżach? Różnie. Jak przekonuje, wyjazdowe eksperymenty na kubkach smakowych czynione są ostrożnie.

– Polegam na sprawdzonych ścieżkach i poleceniach – mówi w rozmowie z nami dyrektor Miejskiego Centrum Kultury w Gostyninie. – Od takiego właśnie kelnerskiego polecenia zaczęło się przysłowiowe „niebo w gębie” w jednej z knajpek w Inowrocławiu. Smak serwowanego tam łososia pamiętam do dziś – zachwala.

Z tych utartych kulinarnie ścieżek trzeba jednak zejść. Takie sytuacje pojawiają się na przykład podczas wizyt u kogoś w domu. – Jestem gościem bardzo grzecznym. Zdejmuję buty i zajadam bez marudzenia – śmiej się. – W takich momentach można mnie złapać w sidła nowości. Tak się stało się ładnych już parę lat temu we Włoszech, gdzie gospodarze zaserwowali sałatkę z tamtejszym chlebem (jest on absolutnie niesłony). Był on namoczony w wodzie, bez przypraw i stanowił bazę sałatki. O tym, że czekolada to warzywo słyszałam, jednak chleb jako sałata? Cóż, podróże kształcą – puentuje, podając przepis.

Makaron z cukinią Aleksandry Milczarek

Składniki:

  • 2 średniej wielkości cukinie,
  • 1/2 główki czosnku,
  • 1 słoiczek pomidorów suszonych z żurawiną,
  • 1 opakowanie makaronu penne,
  • 400 ml śmietany 30%
  • Sól, pieprz, przyprawy według gustu

Sposób przygotowania:

Przygotowuję to danie jednocześnie na dwóch palnikach. Na jednym wstawiam osoloną wodę na makaron, a obok pracuję na patelni. Danie dzięki temu jest w 10 minut.

Czosnek obieramy i kroimy ostrym nożem na cienkie plasterki lub jeśli ktoś woli, zgniatamy ząbki nożem, im ostrzej lubicie tym więcej ząbków. Ja najczęściej zużywam połowę główki. Pomidory z zalewy wyciągamy i kroimy w paski (nie wylewaj oleju!), umytą cukinię kroimy w plastry, nie za cienkie.

Na patelni rozgrzewamy olej ze słoiczka z pomidorami i dodajemy czosnek. Chwilę później kolejno na patelnię wrzucamy cukinię. Kiedy jest już dość miękka, dokładamy pomidory i jeszcze chwilę smażymy na wolnym ogniu. Ja doprawiam dopiero na tym etapie.

W tym czasie makaron gotuje się w osolonej wodzie, której też można dodać przed odlaniem do cukinii, jeśli chcemy mieć więcej sosu.

Kiedy składniki na patelni są już miękkie i puściły sos zaprawiam je śmietanką, chwilę jeszcze mieszam i gotowe. Można podać makaron i polać go sosem, jest milej dla oka, można też makaron wrzucić do sosu i wymieszać. Smakuje równie wybornie.

Życzymy smacznego!

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU