Bramki bez siatek, rozpadający się budynek, komis samochodowy i wspomnienie dawnej chwały – tylko tyle pozostało po stadionie Stoczniowca, który dla wielu płocczan był miejscem przeżywania najwspanialszych młodzieńczych chwil. – Kiedyś to miejsce tętniło życiem, a teraz… Czemu tak się stało? – pyta zrozpaczony prezes klubu, Zdzisław Kotarski.
Stoczniowiec Płocki to jeden z najstarszych klubów piłkarskich w mieście. Głównym zadaniem mającego ponad 60 lat ośrodka było szkolenie młodzieży. To właśnie na Radziwiu uczono podstaw gry młodych piłkarzy, którzy na boisku Stoczniowca poznawali dyscyplinę treningową. I choć cele klubu pozostają niezmienne od lat, to warunki, w jakich szkolenie się odbywa, znacznie różnią się od przyjętych standardów. Dziś, zamiast dzieciaków trenujących na murawie, łatwiej spotkać przypadkowych nietrzeźwych lub ludzi oglądających stojące w komisie stare samochody.
Początek agonii
Upadek Stoczniowca rozpoczął się tuż po zamknięciu Stoczni Rzecznej. Zabrakło środków na remont obiektu, przygotowano więc projekt, który miał zostać zrealizowany ze środków Unii Europejskiej. Zbigniew Kotarski odstąpił jednak od pomysłu i zaufał miastu, zdawałoby się najpewniejszemu partnerowi. – Ówczesne władze obiecały, że powstanie tu młodzieżowy ośrodek, znany na całą Polskę – wspomina prezes Stoczniowca Płockiego. – Uwierzyłem w te obietnice, o co wielu ma do mnie dziś słuszny żal.
[pullquote]- Ówczesne władze obiecały, że powstanie tu młodzieżowy ośrodek, znany na całą Polskę. Uwierzyłem w te obietnice, o co wielu ma do mnie dziś słuszny żal – Zbigniew Kotarski, prezes Stoczniowca Płockiego[/pullquote]
W 2006 roku klub podpisał porozumienie, na mocy którego zrzekł się wszelkich praw do obiektu. W ramach umowy, w przeciągu dwóch lat miały powstać nowoczesne i oświetlone boiska, nowe szatnie i budynki administracyjne. Na stadionie planowano także rozgrywać III-ligowe boje. Prace, których koniec zaplanowano na 30 czerwca 2008 roku, do dziś się nie rozpoczęły, a klub popadł w ruinę.
Właścicielem klubu zostało miasto, które, jak się wydaje, przez lata o Stoczniowcu zapomniało. – By móc istnieć, wynajmujemy inne boiska, przez co ponosimy duże koszty – zdradził Kotarski. – Własnymi siłami przygotowaliśmy boisko. Chcemy, by dzieciaki miały gdzie pokopać piłkę – dodał. Klub próbował naciskać na miasto – do niedawna bezskutecznie. Nie było żadnej decyzji i konkretów, jedynie deklaracja – że ratusz pamięta i stara się z podpisanej za czasów prezydenta Milewskiego obietnicy wywiązać. – Ta umowa była od początku źle skonstruowana – powiedział Piotr Noga. – Sporządzając ją najwidoczniej zapomniano, że obiekt musi się uwłaszczyć – stwierdził oburzony wiceprezes klubu.
[pullquote]- Nikt do nas nie zapukał i nie zapytał czy potrzebujemy pieniędzy. W moim odczuciu zostaliśmy oszukani, my i dzieciaki, które tu trenowały – Piotr Noga, wiceprezes klubu Stoczniowiec Płock[/pullquote]
W czasie uwłaszczania to zarząd klubu zajmował się obiektem. – Nikt do nas nie zapukał i nie zapytał czy potrzebujemy pieniędzy. W moim odczuciu zostaliśmy oszukani, my i dzieciaki, które tu trenowały – przyznaje Noga. Klub skierował pismo przyspieszające do ratusza, w którym już bardziej zdecydowanie prosił o to, by ratusz zatroszczył się o Stoczniowca. – Na szczęście trafiliśmy na podatny grunt, a prezydent Nowakowski zadeklarował pomoc – powiedział wiceprezes klubu.
Kto zawinił?
Skontaktowaliśmy się z byłym prezydentem miasta, Mirosławem Milewskim. Obecny radny nie dostrzega problemu z umową. Według niego inwestycja toczyła się zgodnie z planem, a za tragiczny stan obiektu należy obwiniać następcę, prezydenta Nowakowskiego. – Faktem jest, że rozmowy dotyczące projektu, wyglądu obiektu i zdobywanie pozwoleń na budowę trwały zbyt długo – przyznał Milewski. – Zrobiliśmy błędy w planowaniu, przez co doszło do opóźnienia. Nie było jednak mowy o porzuceniu projektu, a wręcz przeciwnie. Wszystkie ustalenia były już częścią inwestycji – dodał.
Milewski tłumaczy, że chciał stworzyć profesjonalną szkółkę piłkarską. Zgodnie z jego planami, budowa miała rozpocząć się w obowiązującej kadencji samorządu. – Prezydent zmienił naszą wizję obiektu – stwierdził Milewski. – Projekt został zredukowany pięciokrotnie, a później doszło do zaniechania, tłumacząc się szukaniem środków. Ja miałem ambitne plany – dodał.
[pullquote]- Projekt został zredukowany pięciokrotnie, a później doszło do zaniechania, tłumacząc się szukaniem środków. Ja miałem ambitne plany – Mirosław Milewski, były prezydent Płocka[/pullquote]
Z pytaniami o sytuację Stoczniowca udaliśmy się do Urzędu Miasta Płocka, który, niestety, nie jest w stanie podać konkretów. Ratusz tłumaczy, że teren wraz z budynkiem szatniowo-biurowym został formalnie przekazany dopiero w lipcu 2013 roku. Doszło do spotkań, w których uczestniczyli m.in. przedstawiciele ratusza, Miejskiego Zespołu Obiektów Sportowych oraz władz klubu. – Miasto stara się o pozyskanie środków z zewnątrz – czytamy w oficjalnej odpowiedzi, wysłanej przez Zespół ds. Medialnych UMP. – Przebudowa ośrodka została zgłoszona 12 sierpnia 2013 roku do „Programu inwestycji o szczególnym znaczeniu dla sportu”, prowadzonym przez Ministerstwo Sportu.
Jak wyznał wiceprezes klubu, współpraca z miastem w końcu układa się zgodnie z oczekiwaniami. Andrzej Nowakowski zdaje się rozumieć problemy klubu, a ratusz usiłuje wygospodarować środki na to, by podnieść Stoczniowca z kolan. Pytanie tylko dlaczego dopiero teraz i czy pomoc Urzędu Miasta Płocka oraz prezydenta Nowakowskiego to nie tylko próba ocieplenia wizerunku w ramach kampanii przedwyborczej? Miejmy nadzieję, że nie, bowiem niezrealizowanie tej inwestycji uderzy nie tylko w dobre imię gospodarza Płocka, ale przede wszystkim w dzieci.
Kiepsko to wygląda. Szkoda…