Czy wiecie jak śpi żyrafa? Jak układa się do snu słoń? A czy osioł w ogóle zasypia? Można było się tego dowiedzieć w nocy z 4 na 5 lipca. 745 osób, które postanowiło spędzić noc w płockim zoo, znalazło odpowiedzi na te pytania. A jeśli ktoś nie zdążył dojechać, organizatorzy już zapowiadają III edycję jedynej takiej nocy w Polsce – ZOONOOOCY.
Kolejny rekord został pobity. Można śmiało w tej sytuacji powiedzieć – Polak potrafi! Bo od Szczecina aż po Rzeszów Polacy usłyszeli o noclegu w płockim ZOO i przybyli do płockiego ogrodu zoologicznego. W sumie aż 745 śmiałków przybyło, aby przeżyć niezapomnianą przygodę. Swoiste safari nad Wisłą już ma swoją małą historię, bo była to druga edycja ZOONOOOCY w Płocku. W ubiegłym roku w imprezie wzięło udział 380 osób, w tym – prawie dwa razy tyle, chociaż rezerwacji dokonała maksymalna ilość. Co sprawia, że wydarzenie nabiera rozpędu? – Przyjechaliśmy z podpłockiego Stróżewka – powiedziała nam jedna z uczestniczek. – Przygnała nas tu ciekawość i chęć sprawdzenia na własnej skórze, czy faktycznie jest jakaś adrenalina. A że lubimy imprezy na świeżym powietrzu, doszliśmy z mężem do wniosku, że to niepowtarzalna okazja – kontynuowała. Nie można nie zgodzić się z panią Joanną, bowiem imprezę można swobodnie zaliczyć do tych z górnej półki. Oprócz przebywania na łonie natury w towarzystwie dzikich zwierząt w środku dużego miasta, towarzyszyło jej mnóstwo atrakcji, o które pieczołowicie zadbali organizatorzy.
W herpetarium można było pobawić się z boa dusicielem, który „lgnął” do każdego chętnego. A odważnych nie brakowało, do węża ustawiła się spora kolejka. Nie codziennie można przecież zrobić sobie zdjęcie w tak oryginalnym „szalu”. Żółw z kolei przechadzał się majestatycznie po korytarzu i nie za bardzo przejmował się fleszami aparatów i towarzystwem dzieci, które co chwila go głaskały i przytulały. W herpetarium prezentowane były również gatunki zwierząt terrarystycznych, które powszechnie budzą nieprzyjemne skojarzenia np.: węże, pająki, żaby, skorpiony, karaczany czy patyczaki. Ich opiekunowie odpowiadali na wszystkie, nawet najtrudniejsze pytania. Najmłodsze dzieci, których w tym roku było bardzo dużo, do późnych godzin wieczornych szalały w parku linowym ZOOLANDIA. Spacerowicze mogli spotkać na swojej drodze animatorów, przebranych za różne zwierzęta.
Cały czas po alejkach ogrodu przechadzali się turyści, obserwując jak zwierzęta układają się do snu. Albo właśnie się budzą – to te, które prowadzą nocny tryb życia. Można było poczuć wyraźnie jedność natury z człowiekiem. Klimat nocy w ogrodzie zoologicznym był unikatowy – bliskie sąsiedztwo dzikich zwierząt budziło w uczestnikach bardziej ciekawość niż strach.
Jeśli ktoś nie miał akurat ochoty na spacer, na placu, pod sławnym już grzybkiem, odbywały się różnego rodzaju konkursy. Na zwycięzców czekały ciekawe nagrody – np. jeśli ktoś szybko i bezbłędnie rozwiązał krzyżówkę, mógł rano nakarmić pingwiny, słonia lub małpkę. A nie było wcale łatwo zdobyć tak cenną nagrodę. Bo – jak się okazało – krzyżówka była trudna i trzeba było wykazać się znajomością topografii płockiego zoo oraz życia jego mieszkańców. Nieźle musieli się nabiegać ci, którzy chcieli rozwiązać ją bezbłędnie.
Tradycją płockiego safari stało się również ognisko, przy którym do drugiej w nocy rozbrzmiewał śpiew. Starsi uczestnicy wspominali czasy, kiedy jeździli na obozy harcerskie czy kolonie. Młodsi piekli kiełbaski, starali się śpiewać i dobrze bawić. Czasami ktoś odchodził, ot, po prostu, na spacer . – Idziemy się przejść do żyraf – powiedziała nam Aleksandra, studentka z Poznania. – Przecież nie jechaliśmy tu tyle kilometrów, aby spać. – Mamy namiot, ale tylko ze względu na to, że obawialiśmy się o pogodę, bo mogło padać – wtórowała jej koleżanka Agnieszka.
O deszcz uczestnicy mogli się nie obawiać – pogoda była jak na zamówienie. Noc była ciepła i dopiero nad ranem co niektórzy zakładali bluzy czy swetry. Jeśli komuś zrobiło się chłodniej lub zgłodniał, to przy ognisku mógł się ogrzać i zjeść coś ciepłego. Pracownicy ZOO dbali, aby ognisko nawet na moment nie wygasło. – W tym roku mamy już jakieś doświadczenie, staraliśmy się, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik – mówił nam Konrad Konarski, zastępca dyrektora ogrodu zoologicznego. – W zeszłym roku po raz pierwszy organizowaliśmy taką imprezę. Było to dla nas wyzwanie organizacyjne. W tym roku podeszliśmy do tego z większym spokojem, każdy miał przydzielone zadania. Tu ogromne podziękowania dla wszystkich naszych pracowników, każdy starał się jak najlepiej wykonać to, czego się podjął – podsumował zadowolony.
Zgadzamy się z dyrektorem w pełni. Do białego dnia pracownicy płockiego zoo z ogromnym zaangażowaniem czuwali nad tym, aby uczestnicy imprezy byli zadowoleni i bezpieczni. Byli do dyspozycji każdego, kto miał jakieś pytania czy potrzebował porozmawiać o zwyczajach i zachowaniach zwierząt. Kolejny raz płockie ZOO stanęło na wysokości zadania. Bo trudno byłoby oceniać organizację imprezy w skali od 1 do 10, należało by w tej sytuacji wystawić 15… i to też nie jest sprawiedliwa ocena.