Zakończył się pierwszy etap, trwających dwa miesiące prac poszukiwawczych na posesji przy ul. 1 Maja, gdzie po 1944 r. mieściła się płocka siedziba NKWD, a w okresie PRL także siedziba UB i SB. Idąc na spotkanie do budynku byłej Wojewódzkiej Komendy Policji nie zdawałam sobie sprawy, co mnie tam spotka. Oczekiwałam typowej konferencji prasowej, podsumowania przebiegu prac, sformułowania wniosków. Natomiast na miejscu zostałam włączona w grono ludzi, którzy w towarzystwie Prezydenta Płocka i Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, wsłuchując się w opowieści Jacka Pawłowicza, historyka z IPN, przenieśli się czasie. I bynajmniej nie była to podróż beztroska.
Najpierw wszystkim zgromadzonym na dziedzińcu przypomniano kilka ważnych faktów. Budynek, znajdujący się w centrum Płocka, to kamienica wybudowana ok. 1905 r. Do 1939 r. była domem czynszowym. W 1941 r. budynek zajęło gestapo, a po zakończeniu wojny – komunistyczne służby bezpieczeństwa. W ostatnich latach budynek był siedzibą części wydziałów policji, która opuściła nieruchomość po wybudowaniu nowej płockiej komendy. W 2006 r. w piwnicach natrafiono na zamurowane wejście do nieznanych wcześniej pomieszczeń.
– Myśmy odtworzyli tutaj taki klimat, taką sytuację, jaka była w okresie funkcjonowania aresztu – tak tu było w 1941, kiedy weszło gestapo, w 1945 i w 1949, kiedy ten areszt przestał funkcjonować – nasz przewodnik rozpoczął swoją historię. Schodzimy w dół, do piwnic. Otacza mnie mrok i wilgoć, dotykam starych murów, by móc przejść dalej. Wąski, ciemny korytarz wydaje się nie mieć końca. Nasz przewodnik musi używać latarki, my idziemy za nim gęsiego. Zatrzymuje się przy pierwszym pomieszczeniu. Drewniane biurko, stary telefon, lampa, stołek z nieheblowanego drewna to praktycznie jedyne jego wyposażenie. Osoby, które sprowadzane były do tego aresztu, trafiały najpierw właśnie tutaj, poddawane były rejestracji, rewizji i stąd były kierowane do celi.
Zaraz obok, badacze odkryli karcer. – Mieścił się on pod nieistniejącymi już schodami, był tak ciasny, że można było w nim przebywać jedynie w pozycji kucznej – na potwierdzenie tych słów Pawłowicz demonstruje sytuację osadzonego w karcerze. Całkowita ciemność, strach i brak możliwości ruchu, które towarzyszyły zamkniętemu w nim człowiekowi, wydają mi się nie do pojęcia. W kompletnej ciszy oglądam wraz z innymi kolejne pomieszczenia. – Zostawiliśmy je puste, bo takie właśnie były. Nie było tu łóżek, prycz. Tu była tylko polepa. Funkcjonariusze gnębili więźniów, wlewając im do cel wodę. Wtedy tworzyło się błoto. Więźniowie, których trzymano tu w samej bieliźnie siedzieli po prostu w błocie – tłumaczył historyk, patrząc na nasze zdziwione i zaniepokojone twarze. Oglądam oryginalne drzwi z tamtego okresu. Mają dziwny, duży otwór, zamiast małego wizjera. – Strażnik kierował tu światło latarki. W ten sposób sprawdzał, czy obecni w tej celi więźniowie jeszcze żyją – wyjaśnił historyk.
Inscenizacja, przygotowana przez badaczy w kolejnym pomieszczeniu, jest aż nazbyt realna. Człowiek w samej bieliźnie leży w kącie ciasnego, ciemnego, obskurnego pomieszczenia, zamkniętego żelaznymi drzwiami. – To właśnie tak wyglądało. Rozmawialiśmy z osobami, które były w tym miejscu. Dzięki nim poznaliśmy wiele istotnych szczegółów – wspomina Pawłowski. – Pan Lesław Wojno, żołnierz Armii Krajowej, członek ruchu oporu, który siedział w tej celi, dokładnie tak to nam opisał. To jest odtworzenie jego relacji, jego losów. On spędził tu kilkanaście dni – dodaje.
Kolejna część aresztu prezentuje się jeszcze bardziej posępnie. Cele są jeszcze mniejsze, światło tu praktycznie nie dociera. Nasz przewodnik zbiera wszystkich w jednym z pomieszczeń i gwałtownie zamyka drzwi. – Tak tutaj było. Na takiej powierzchni osadzonych było kilkunastu więźniów. Było tak ciasno, że musieli siadać na zmianę. O położeniu się nie mogło być mowy – dodaje historyk. Te warunki, urągające wszelkiej godności, sprawiają, że mam ochotę stamtąd wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem. Mam dość po dwudziestu minutach. Jednak zostaję. Chcę poznać do końca tę historię.
Przyglądam się ścianom. Widzę „kalendarzyki”, czyli małe, pionowe kreseczki, skreślone poziomo w grupach, oznaczające liczbę dni. Jeden, drugi, trzeci. Tu dziewięć, tu siedem, a tu aż kilkanaście dni. Dzięki przewodnikowi, choć nie bez trudu, dostrzegam kolejne. – Starano się zatrzeć ślady pozostawione przez więźniów. Zakryć wapnem czy farbą olejną – wyjaśnia historyk. A potem znajduję nazwiska. I teksty pisane ołówkiem kopiowym. Być może fragmenty modlitw czy pieśni religijnych. Inskrypcje pozostawione przez więźniów na ścianach są naprawdę wstrząsającym świadectwem tego, co spotkało te osoby.
Kolejna cela, nazwana jest przez badaczy kobiecą, ze względu na damskie nazwiska w niej znalezione. Jakie historie kobiet działy się na tych kilku metrach kwadratowych? Niestety, tego jeszcze nie wiadomo. Badacze szukają osób o nazwiskach widniejących na ścianach. Mają nadzieję, że uda im się do nich dotrzeć i że jeszcze żyją. Relacji świadków nie da się przecenić.
Idziemy do góry. Z ulgą ruszam w drogę powrotną ciasnym, ciemnym korytarzem i wchodzę po schodach. Na parterze kamienicy dowiaduję się, że w latach 70. znacznie ją zmodernizowano, co utrudnia teraz pracę badaczom. Niemniej jednak, natrafili już na nowe ślady nieodkrytych jeszcze do tej pory pomieszczeń. Do zbadania pozostał też areszt po drugiej stronie dziedzińca, wybudowany w 1953 roku i część zasypanych piwnic. Są też podejrzenia, że badacze mogą odnaleźć szczątki ludzkie i miejsca pochówku. Podczas rozbudowy aresztu w 1978 roku, w trakcie prac polowych budowlańcy natrafili na kości ludzkie. – Tam może leżeć Elżbieta Kozanecka „Basia”, Janek Wiśniewski, „Janek” z oddziału Wiktora Stryjewskiego, Ludomir Peczyński, Jan Bolesław Jaroszewski „Zawieja”, którego mamy protokół samobójstwa przez powieszenie. A widzieli Państwo, my to też zbadaliśmy, że w tych celach nie było takiej możliwości. Został zamordowany gdzieś w tych piwnicach i zakopany. Tych ludzi szukamy – mówił Jacek Pawłowicz.
Przewodnik naszej grupy długo jeszcze opowiada o badaniach IPN-u. Fotografowie robią zdjęcia. Myślę sobie, że żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać ducha tragicznej historii ludzi tu więzionych, którą przesiąknięte są te stare mury. Ale jednocześnie towarzyszy mi poczucie, że poznanie prawdy jest w kontekście tej historii najważniejszym celem. – Odchodzą ostatni świadkowie. To miejsce musi być niemym świadectwem, dlatego nasze prace będą kontynuowane – Prezes IPN-u, Łukasz Kamiński, ubiera moje myśli w słowa.
Wszyscy, oglądający ten areszt pytamy prezydenta, co zrobi z tymi odkryciami, jak miasto zamierza to miejsce uhonorować. – Chcemy, żeby ten budynek służył mieszkańcom. Będziemy się starać pozyskać dotacje unijne na jego rewitalizację i zaaranżować tu ścieżkę muzealno-edukacyjną, która byłaby lekcją historii powojennej Polski – mówił Andrzej Nowakowski.
Uwaga, tylko 22 maja pomiędzy godz. 14 a 17 można będzie zejść do podziemi dawnej płockiej komendy i obejrzeć odkryte przez badaczy pomieszczenia.
Wizyta Prezesa IPN-u w Płocku związana jest z obchodami 15. rocznicy powstania Instytutu.
Po modzie na komunizm kolejne polskie Gnidy tworzą modę na faszyzm i faszystowskich zbrodniarzy. Szkoda tej polski
Zapytam tylko kiedy to pawłowicz skończył lub w ogóle studiował historię,że mieni się histerykiem?
Przerażającym jest
, że tu w strasznym miejscu, miała
grać tzw PŁOCKA ORKIESTRA SYMFONICZNA z artystami
większymi, jak Laureat Konkursu
CHOPINOWSKIEGO, a potrafiący naprawiać wyskakujące
klawisze…… Przerażające jest , że członek
TNP, miał pretensje
na tzw Radzie Prezydenckiej, że protestuję przeciw
ORKIESTRZE OBOZOWEJ, jak
w Majdanku , o
czym wypowiadał się w
TV Info, Szewach Weiss…..bo w
taką , zamieniliby sie myzykanci płoccy. Przerażające
jest , że dla zysku , budowy
nowego hotelu , xxe , chciały ROZEBRAĆ
MIEJSCE STRACEŃ , 79 POLAKÓW. ROZSTRZELANYCH I
SPALONYCH , JAK W MAJDANKU…..i co? Nie przeszkadzało? Czy polska
to chlew dla
zysku? Cynizm finansowy
i polityczny dla pozyskania kasy
i dziwne rządy przelewające pieniądze
hurtem pod potrzeby przybyszy rozrywkowo kasowych,
przy braku reakcji sił politycznych Płocka.
Nie ma w
naszym mieście ani
jednego środowiska chroniącego
polskie MPN. Ani jednej
partii ani organizacji. A tych
ostatnich, którzy ratowali
Polską Pamięć ,
skazywano na Zapomnienie
w 20 dni,
po odejściu do Boga. Dziwny
nasz kraj ,
nasza Ojczyzna , która nie
dba o
Losy Bohaterów, rozrywana przez
Obcych , pochłaniających DOROBEK
CAŁEGO NARODU.
Czas Kończyć ten karnawał, jak powiedział
prezes J.Kaczyński. Jednak nie widać Herkulesa
wymiatającego tę Stajnię
Augiasza. Z poprawności nie
piszę słów klasyków PO ….o
dzikim i kamieniach…. Polska czeka
na Ocalenie. O szacunek dla
patriotyzmu Suwerenów Polski – Pol
Według relacji mojej mamy to Elżbieta Kozanecka zginęła w Gałkach. Mięli się pozastrzelać I podpalić stodoła w której były ich ciała. Mama wiedziała to z relacji miejscowego milicjant, który mówił źe ciało Elżbiety było uwędzone jak szynka. A przywódcy Mięli się poddać